Dr Ross: Rosja podnosi stawkę w grze, jak pokerzysta. Nie sądzę jednak, by przekroczyła czerwoną linię, za którą stoi konflikt
Wielkie ćwiczenia ewakuacyjne ponad 40 mln obywateli, zalecenie pilnego powrotu do kraju Rosjan, czy informacje o dziennych przydziałach chleba w Petersburgu na wypadek wojny. To jedne z wielu wydarzeń ostatnich tygodni w Rosji. Czy oznacza to, że wojna zbliża się wielkimi krokami? A może Rosja chce nastraszyć Zachód? Odpowiedzi na te pytania, udzielił w rozmowie z Telewizją Republika doktor nauk politycznych i rosjoznawca, Wiktor Ross.
TelewizjaRepublika.pl: Czy istnieje realne prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego ze strony Rosji?
Wiktor Ross: Patrząc na głosy rosyjskiej propagandy, możemy wyróżnić 2 wyraźne poziomy. Z jednej strony mamy rozmaitych politologów i osoby znane w Rosji, które podgrzewają napięcie i stwarzają wrażenie, jakoby wojna już miała pukać do drzwi. Z drugiej strony są ludzie, którzy uspokajają te nastroje i im bliżej ewentualnej konfrontacji, np na terenie Syrii, tym głośniej zaczynają mówić, że wojna między mocarstwami jest czymś nie do pomyślenia i nie należy nawet stwarzać takiego wrażenia.
TelewizjaRepublika.pl: Czy w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego, Polska może czuć się zagrożona?
Wiktor Ross: Rosja rozmieściła w Kaliningradzie rakiety Iskander, co stanowi sygnał, że jest przygotowana do ewentualnego konfliktu lokalnego, natomiast realność uruchomienia tych rakiet należy traktować jako czysto teoretyczną. Jest to spowodowane tym, że Rosja chce wymusić na Zachodzie określone decyzje, takie jak np. uznanie aneksji Krymu.
TelewizjaRepublika.pl: Czyli Rosja chce nas po prostu nastraszyć?
Wiktor Ross: Chodzi o to, by dostatecznie silnie nastraszyć nie tylko Polskę, bo tutaj szanse są na to słabe, ale przede wszystkim Niemcy i Francję. Atmosfera, która ostatnio wybuchła w związku z Syrią i nalotami na Alleppo, spowodowała tak głęboką izolację Rosji, że zaczęto już mówić o niej w kategoriach tzw. "państwa hultajskiego", które nie przestrzega żadnych reguł, łamie prawo międzynarodowe, aż do poziomu uznania tego za zbrodnie wojenne. Rosyjska propaganda raz twierdzi, ze to nie oni, tylko niezidentyfikowane ugrupowanie terrorystyczne dokonało tych bombardowań, innym razem zaczyna mówić, że Zachód, który się oburza, zrównał kiedyś z ziemią Drezno. Świadczy to jednak o tym, że bombardowań dokonali Rosjanie i nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.
TelewizjaRepublika.pl: Rosja wyizolowana, osłabiona sankcjami to Rosja groźna?
Wiktor Ross: Oczywiście lepsza byłaby sytuacja, w której Rosja nie byłaby wyizolowana i nie popełniłaby tych wszystkich przestępstw międzynarodowych. W momencie, kiedy następuje izolacja, Rosja jest groźna. Putin kiedyś powiedział: "Szczur zagnany w kąt, zaczyna bardzo mocno gryźć". Rosja cały czas sprawia wrażenie kraju, który wszyscy nienawidzą, izolują, wypychają go z międzynarodowej areny. Kanclerz Merkel potwierdziła też, że rozszerzenie sankcji na Rosję jest nieuchronne. To wszystko wskazuje na to, że Rosja jest głęboko izolowana w tej chwili, a to podnosi poziom ryzyka. Podkreślam jednak, że nie sądzę, by nastąpiło przekroczenie czerwonej linii, za którą stoi konflikt zbrojny. Rosja po prostu podnosi stawkę w grze, tak jak robi to pokerzysta. Ma w swojej talii jedną parę, a próbuje udawać, że jest tam kareta.
TelewizjaRepublika.pl: Jeśli mowa o wojnie, to nasuwa się też temat helikopterów. Czy w pana ocenie dobrze się stało, że Polska nie kupiła Caracali i chce produkować własne śmigłowce?
Wiktor Ross: Nie znamy przebiegu negocjacji i szczegółów dotyczących offsetu. Sądzę jednak, że kurs na to, by jak najwięcej produkować w kraju jest dobry. Znając Francuzów od strony negocjacyjnej, wydaje mi się, że ich warunki rzeczywiście były nie do przyjęcia. Oni są bardzo asertywni. Mimo propagandy głoszącej, że otrzymaliśmy świetne propozycje, które szalony minister Macierewicz odrzucił, myślę, że rząd poszedł we właściwą stronę.
Rozmowę prowadziła Emilia Pobłocka.