Decentralizacja, to słowo klucz, które pozwala wyjaśnić obecną sytuację w kwestii Komunii św. dla osób rozwiedzionych w ponownych związkach. Papież, choć wspiera jedno z rozwiązań, ostateczne decyzje pozostawił biskupom. I to oni decydują, jak sprawa będzie wyglądać.
Jak to wygląda w praktyce? Jak doktrynalny chaos. Gdy biskupi regionu Buenos Aires uznają, że „Amoris laetitia” wprowadza nowe standardy i pozwala na przystępowanie osobom rozwiedzionym w ponownym związkach przystępować do Eucharystii, i to nawet jeśli nie decydują się na wstrzemięźliwość seksualną, to biskupi regionu Alberta (obejmującego ponad milion katolików w pięciu diecezjach) przypominają w dokumencie stanowiącym wytyczne do rozdziału 8 „Amoris leatitia”, że nie ma możliwości przyjmowania Komunii świętej przez osoby w nowych związkach po rozwodzie, które nie zdecydują się na życie we wstrzemięźliwości.
Biskupi regionu Alberty podkreślają, że nauczanie Kościoła pozostaje niezmienne, apelują do kapłanów, by towarzyszyli takim parom w obiektywnym rozeznawaniu swojej sytuacji i kierowaniu ich ku życiu w zgodzie z nauczaniem Kościoła. A to, jak uświadamiają biskupi, jest absolutnie jednoznaczne. „Dla ochrzczonych chrześcijan, cudzołóstwo nie jest tylko złamaniem Dekalogu, ale także publicznym antyświadectwem prawdziwej natury Kościoła, która jest unią między Chrystusem a osobą ochrzczoną” - podkreślili biskupi. Sakrament Eucharystii, przypomnieli hierarchowie, celebruje i pogłębia „ten związek między Chrystusem a Kościołem” i dlatego tak poważne naruszenie tego związku jakim jest cudzołóstwo musi być „uleczone przed przystąpieniem do Komunii świętej”. Ale, aby spowiedź była rzeczywiście ważna, co także przypominają biskupi, konieczne jest postanowienie poprawy, żal za grzechy i wyjście z grzesznej sytuacji. A to oznacza wierność wskazówkom zawartym w „Familiaris consortio”, czyli decyzje o powrocie do małżeństwa, rozstanie, albo gdy nie jest to możliwe, na przykład z powodu wspólnie wychowywanych dzieci, decyzja o życiu we wstrzemięźliwości seksualnej.
Hierarchowie uzupełniają także, że osoby po rozwodzie mogą i powinny zobiektywizować swoją sytuację poddając sakramentalne małżeństwo pod ocenę sądu biskupiego, który może stwierdzić jego nieważność. Kapłanów proszą zaś o to, by pomagali oni w podejmowaniu wysiłku takiej oceny swoim wiernym, którzy mogą być dotknięci skazą niechęci do władzy duchownej.
Wiele wskazuje na to, że sytuacja, w której w różnych krajach, regionach, a nawet diecezjach (bo biskupi regionu Buenos Aires ostateczne decyzje w sprawie Komunii pozostawili ordynariuszom) prezentowana będzie odmienna doktryna, stanie się normą. W jednym miejscu zasady pozostaną dokładnie takie, jak w „Familiaris consortio” w innych będą odmienne i pozwolą osobom rozwiedzionym w nowych związkach na przystępowanie do Eucharystii. Jedni będą to uważać za kwestią doktrynalną, inni za duszpasterską. A w efekcie Kościół katolicki upodobni się do anglikanizmu, w którym od wieków istnieją całkowicie odmienne (a niekiedy ze sobą sprzeczne) wersje wiary. U anglikanów tym, co łączy jest urząd biskupa i honorowe zwierzchnictwo arcybiskupa Cantenbury, w zdecentralizowanym Kościele katolickim będzie to urząd papieski.
Decentralizacja, warto to sobie uświadomić, jest zresztą odpowiedzią na realną sytuację w Kościele. Mniej więcej od końca lat 60. część lokalnych Konferencji Episkopatu popadło w „cichą schizmę”, początkowo odnośnie encykliki Pawła VI „Humanae vitae”, a później także stosowania sakramentu spowiedzi, rozumienia Eucharystii, rozwodów itd. itp. Zarówno bł. Paweł VI, jak św. Jan Paweł II nie zdecydowali się nigdy na jasne postawienie sprawy i stwierdzenie, że część Episkopatów nie akceptuje nauczania papieskiego. Zamiast tego, szczególnie Jan Paweł II, próbowali „leczyć” chorobę nominacjami biskupimi, a także formacją w seminariach. „Cicha schizma” nieco więc przycichła, ale jak pokazuje przykład Kościoła w Niemczech, było to ucichnięcie pozorne, i gdy tylko pojawiła się możliwość zaczęto formułować postulaty objęcia „zreformowanymi” zasadami całości Kościoła. Tyle, że to – i ma tego najwyraźniej świadomość Franciszek – oznaczałoby całkiem realną schizmę. I dlatego zaproponowany został odmienny model: decentralizacji, w którym obok siebie będą istniały wspólnoty, diecezje, ordynariaty i prałatury personalne (przypomnijmy, że kilka tygodni temu propozycję stania się takim właśnie ordynariatem otrzymało Bractwo Kapłańskie św. Piusa X) prezentujące odmienne podejście do pewnych kwestii, w tym także moralnych czy doktrynalnych. Odmienne będzie także podejście do liturgii czy pobożności obok siebie będą, charyzmatycy, Droga Neokatechumenalna, tradycjonaliści itd. itp. I o ile w kwestii form pobożności nie rodzi to pytań, o tyle już w przypadku kwestii moralnych i doktrynalnych (a kwestia Komunii dla osób rozwiedzionych w ponownych związkach jest zarówno jedną jak i drugą) pytania stają się bardzo poważne. W efekcie „cicha schizma” zostanie w pewnym sensie „ukanoniczniona” w modelu zdecentralizowanym. Pytanie tylko, czy taki model jest rzeczywiście do zaakceptowania przez którąkolwiek ze stron wielkiej debaty w Kościele? I czy rzeczywiście jest on rozwiązaniem problemu, jakim jest realna, nawet jeśli cicha schizma? Jak dotąd Kościół rozwiązywał tego rodzaju sytuacje inaczej.
Tomasz P. Terlikowski