Stworzył fasadę Starego Browaru Grażyny Kulczyk, nagradzanego na świecie za konstrukcję architektoniczną. Jego prace wystawiane są od Niemiec po Koreę Południową. Ale Adamowi Garnkowi, polskiemu rzeźbiarzowi, twórcy znanych metalowych konstrukcji, nie wystarczył artystyczny sukces. Postanowił być też obywatelem. Opowie o tym w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika dziś o 21.30.
Stalowe machiny wymyślane przez Adama Garnka, polskiego rzeźbiarza rodem z świętokrzyskiej Kazimierzy Wielkiej prezentowane były w polskich galeriach, na czele z warszawską Zachętą, jak i wielu krajach świata – m. in. na Węgrzech, w Niemczech, Danii czy Korei Południowej. W Phoenix w Arizonie za najładniejszy obiekt handlowy na świecie w swojej kategorii uznany został poznański Stary Browar, którego metalowa fasada to dzieło Adama Garnka.
Jak mówi Piotr Lisiewicz, autor „Wywiadu z chuliganem”, sztuki wizualne zdominowane są przez zwolenników „nowoczesności” i silnie powiązane z biznesowym establishmentem. – Jak żartobliwie komentowano w środowisku artystycznym, jedynym błędem Garnka jako twórcy było to, że znakomicie bawi się on swoimi machinami i nie mówią one nic o modnych tematach – prawach gejów i lesbijek czy Holocauście – stwierdza Lisiewicz.
Ale Adamowi Garnkowi nie wystarczyły artystyczne sukcesy, bo czuje się on także obywatelem, u którego w pewnym momencie ilość kłamstw i manipulacji w mediach III RP wywołała sprzeciw.
– Sześć lat temu usłyszałem w telewizji, za sprawą mojego kolegi artysty ludzie przebrani w więzienne pasiaki z Auschwitz będą blokować Marsz Niepodległości. Być może jego intencje były inne, ale dla mnie to było totalne zakłamanie – opowiada Garnek.
To był moment, w którym uznał, że powinien zabrać głos. Pojechał na Marsz Niepodległości, a zdjęcia z niego rozesłał kolegom artystom. – To było wspaniałe przeżycie. Na marszu nie było oczywiście żadnych faszystów, o których mówili mi w mediach – wspomina.
To, jak działa przemoc medialna, odczuł najsilniej po Smoleńsku. – W Smoleńsku nie zginął król, zginął jeden z nas. Lech Kaczyński był zwykłym człowiekiem, który został przez nas wybrany prezydentem. To, że nie ochroniono prezydenta, było dla mnie straszne. Ale najgorsza była, jak to nazwano, katastrofa posmoleńska, sposób wyjaśniania tej tragedii. I zachowanie dużej części ludzi, którzy nie uważali wyjaśnienia tego co się stało za coś ważnego. To było dla mnie czymś niewyobrażalnym. Jak można było szydzić, wyśmiewać próby wyjaśniania tego? – opowiada o swoich motywacjach.
Jako artysta budujący pojazdy ze stali zrozumiał, że machina, którą jest polskie państwo, nie działa. – A ja po prostu widzę sens zorganizowania obywateli w państwo. Nie ma skrawka ziemi na świecie, gdzie nie byłoby państwa. Skoro chcemy mieć państwo polskie, musimy to zmienić – mówi.
Nie potępia swoich kolegów artystów, którzy inaczej patrzą na świat, ale chce, by usłyszeli jego argumenty. – Artyści są też ludźmi. I na pewne sprawy powinieneś reagować nie jako artysta, tylko jako człowiek. Na czyjąś krzywdę, na zabójstwo, na to, że ktoś zasłabł – stwierdza.