W sobotę we Wrocławiu odbył się kolejny marsz równości. W tym samym czasie Fundacja Pro-Prawo do Życia zorganizowała kontrmanifestację. Na Placu Wolności miała stanąć również furgonetka fundacji informująca o niebezpieczeństwie związanym z tzw. edukacją seksualną forsowaną w szkołach i przedszkolach. Tak się jednak nie stało. Auto zostało najpierw zablokowane przez aktywistów LGBT, a potem przez policję, która chciała odholować pojazd.
Jak podaje Fundacja, mimo że kierowca posiadał ważne pozwolenie na wjazd, nie dał rady dostać się na plac Wolności. Najpierw przy wjeździe na plac przed furgonetką usiadło kilkunastu aktywistów LGBT blokując ją, a potem kiedy kierowca wezwał policjantów, ci zaczęli szukać pretekstu, żeby zabronić wjazdu na plac, a nawet odholować auto.
Jak się okazało funkcjonariusz w ogóle nie potraktował blokady samochodu jako problemu, a jako winowajcę uznał kierowcę, mówiąc, że nie wie dlaczego blokuje ruch. Później poprosił o otworzenie maski i zaczął doszukiwać się nieprawidłowości. Stwierdził po kilkusekundowej obserwacji, że widzi wyciek płynu pod maską (kierowca nic takiego nie widział) i nakazał odholowanie samochodu. Okazało się, że jedynie pokrywa silnika była brudna i po kilku godzinach policja odstąpiła od odholowania. Blokujący samochód aktywiści LGBT nie zostali nawet wylegitymowani…
Jak wskazuje Fundacja Pro – Prawo do Życia, to już kolejny raz, gdy policja staje po stronie łamiących prawo tęczowych działaczy, szukając każdego pretekstu, żeby utrudnić życie swoim przeciwnikom.