– Jakby się zastanawiać na zimno, to rzecz wydawała się nie do przeprowadzenia. PO i Bronisław Komorowski mieli gigantyczną, miażdżącą przewagę – medialną, instytucjonalną, wydawałoby się każdą – powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS w wywiadzie dla "Gazety Polskiej" odniósł się do zwycięstwa Andrzeja Dudy. Przyznał, że nie wiedział jak skończy się batalia o ten najwyższy urząd w państwie. – Jakby się zastanawiać na zimno, to rzecz wydawała się nie do przeprowadzenia. PO i Bronisław Komorowski mieli gigantyczną, miażdżącą przewagę – medialną, instytucjonalną, wydawałoby się – każdą – powiedział.
Kaczyński mówił także, że ogromnym zaskoczeniem było dla niego zwycięstwo Dudy przy frekwencji wyższej niż ta, jaka była w pierwszej turze. – Gdyby mi powiedziano przed drugą turą, że frekwencja w niej będzie wyższa o 8 proc., to bym pomyślał – przegramy. Szacowaliśmy, że jeśli frekwencja w drugiej turze będzie na poziomie 55 proc. i więcej – to nie mamy szans. Tymczasem okazało się, że nie – że wyższa frekwencja tym razem oznacza mobilizację wyborców obu stron. I co za tym idzie – że prawa strona ma jeszcze pewien zapas elektoratu, a wyborcy, którzy nie głosują regularnie, teraz zagłosowali na Dudę – mówił.
W ocenie polityka, Andrzej Duda "udowodnił w kampanii, że jest politykiem poważnym, dojrzałym i, co ważne, o wielkim męstwie". – Udowodnił, że w sytuacji niemal niemożliwej do osiągnięcia zwycięstwa, można odnieść sukces – podkreślił. Jak mówił, ten właśnie niebywały sukces uprawnia go do podejmowania decyzji kluczowych nie tylko dla kształtu swej kancelarii, lecz także dla przyszłego rządu.
Zapytany, kto z ramienia PiS-u zostanie premierem jeśli partia ta wygra jesiennie wybory powtórzył swoją deklarację o tym, że decyzja ta pozostanie w gestii prezydenta. – Prezydent Andrzej Duda zdecyduje, kto będzie premierem. Proszę jego pytać – powiedział. Jak dodał, nie osobiste ambicje i nie nadzieje będą decydować o tym, kto stanie na czele rządu.
Kaczyński odpowiedział także na pytanie, czy uda się zneutralizować przemysł pogardy wobec Andrzeja Dudy, tego z którym od początku swej prezydentury musiał się zmagać Lech Kaczyński. – Jest gorzej. Bo wobec Leszka stosowano niestety – i to od pierwszej chwili, bo już w noc powyborczą powstały dwie szkalujące go strony internetowe – przemoc medialną. Tu jeszcze takiej akcji nie ma. Stosują natomiast inne metody, które mają ograniczyć możliwości działania nowego prezydenta, a które wtedy były niemożliwe. Forsują ustawy, które mają uniemożliwić jakiekolwiek działania głowie państwa – stwierdził. W jego opinii najlepszym przykładem tego jest ustawa dot. nominacji do Trybunału Konstytucyjnego.
– Szykują trybunał jednolity politycznie i nastawiony negatywnie wobec prezydenta. Ma po prostu blokować każdą zmianę legislacyjną niewygodną dla PO – przekonywał szef PiS. Jak tłumaczył, jest to próba ubezwłasnowolnienia przyszłej większości w Sejmie i samego prezydenta. – Ale dochodzą do nas wieści zupełnie niebywałe – ma być nowa ustawa o BBN. Bronisław Komorowski chce na szefa BBN powołać generała Majewskiego, wsławionego bezprzykładnymi atakami na generała Błasika po katastrofie smoleńskiej – mówił. Kaczyński dodał, że ustawa ma zapewnić mu stanowisko szefa BBN-u na pięć lat – a nowy prezydent nie będzie mógł go odwołać. – Nie wiem, czy w tej pogłosce jest prawda, wiem, że jest to całkowicie sprzeczne z konstytucją. Tyle, że obecna koalicja w ogóle nie przejmuje się konstytucją – stwierdził.