"Dzisiejszy dzień jest dla mnie bardzo radosny. Wyszłam po siedmiu miesiącach z aresztu. Naprawdę radosny będzie jednak dla mnie dzień, w którym sąd potwierdzi moją niewinność. Bo ja jestem niewinna!", powiedziała w Republice druga ze zwolnionych dzisiaj z aresztu pań - Karolina Kucharska.
"Gdyby nie modlitwa nie przetrwałabym w areszcie. Gdy traciłam wiarę i nadzieję, odzyskiwałam je zdając sobie sprawę, że pod murami aresztu w każdy wtorek o godz. 18 gromadzą się ludzie, by modlić się w naszej intencji. Dziękuję im za to. Dziękuję także Republice i panu Michałowi Rachoniowi, dzięki któremu jesteśmy na wolności. Mnie nigdy nie byłoby stać na zapłacenie kaucji", mówiła pani Karolina.
Podobnie jak dla pani Urszuli znalezienie się za kratami było dla niej wielką traumą. Traumą pogłębianą przez skandaliczne zachowanie bodnarowskich służb, które traktowały ją tak jakby po znalezieniu się w areszcie przestała być człowiekiem.
"Nie byłam traktowana jako pełnoprawny człowiek. Prawa ludzkie odbierano mi świadomie i celowo. Odbierano mi także godność. Potrzeby fizjologiczne musiałam załatwiać pod okiem funkcjonariuszy-mężczyzn", opisywała kobieta.
Pani Karolina była skuwa kajdankami praktycznie w każdym przypadku po opuszczeniu celi. "Nawet, gdy przesłuchiwano mnie w budynku Prokuratury Krajowej, gdy potrzebowałam udać się do toalety, to mimo, że eskortowało mnie dwóch rosłych funkcjonariuszy to i tak zostałam skuta", opowiadała ofiara bodnarowców.
Poza torturami fizycznymi nękano ją także psychicznie. Z niepełnosprawną matką umożliwiono jej kontakt (telefoniczny) dopiero po kilku miesiącach od zatrzymania.
Źródło: Republika