– Nieraz już takie manewry jak Zapad 2017 były wstępem do rosyjskiej agresji na sąsiadów. Choć akurat teraz jest to mało prawdopodobne, nie brak innych powodów do obaw. Pomijając bowiem polityczne znaczenie Zapadu, jest on też ogromnie istotny militarnie: to wielki test rosyjskich zdolności do prowadzenia wojny z NATO – pisze w dzisiejszym numerze „Gazety Polskiej” Antoni Rybczyński.
Rosyjscy politycy i generałowie usilnie starają się to ukryć, obniżając w publicznych wypowiedziach rangę i znaczenie ćwiczeń. Wyśmiewają obawy Zachodu i przekonują, że Zapad 2017 to czysto defensywne, ukierunkowane na działania antyterrorystyczne ćwiczenia. Tyle że już w listopadzie ubiegłego roku w Mińsku minister obrony Rosji, gen. Siergiej Szojgu, oświadczył, że Zapad 17 będą „najważniejszymi wspólnymi ćwiczeniami wojskowymi Sił Zbrojnych w 2017 roku”. Oraz że to odpowiedź na wzrost aktywności militarnej NATO u granic Państwa Związkowego. O tym, że to manewry wielkie i ofensywne, świadczy też wiele innych rzecz
Rosja oficjalnie zgłosiła do OBWE, że w ćwiczeniach weźmie udział około 12,7 tys. żołnierzy. To nieco poniżej pułapu 13 tys., który zgodnie z Dokumentem Wiedeńskim OBWE (2011) zobowiązuje do zaproszenia zachodnich obserwatorów wojskowych, którzy mieliby bardzo dużą swobodę w monitorowaniu ćwiczeń. Ale Moskwa chce jak najwięcej ukryć przed oczami NATO. Przy podanej oficjalnie liczbie mogła więc sobie pozwolić na zaproszenie grupy obserwatorów i dziennikarzy, ale ich dostęp i czas dostępu do strefy działań jest mocno ograniczony – w tym wypadku to gospodarze decydują, co, kiedy i gdzie chcą pokazać.
Podobny wybieg Moskwa zastosowała podczas ćwiczeń strategicznych Kawkaz 2016. Ofi cjalnie zgłoszono 12,5 tys. uczestników. Ale kiedy manewry dobiegły końca, sam naczelnik Sztabu Generalnego, gen. Walerij Gierasimow, powiedział dziennikarzom, że w ćwiczeniach wzięło udział nawet 120 tys. żołnierzy. Potem jeszcze wypowiedział się Szojgu, mówiąc, że w Kawkaz 2016 tak naprawdę zaangażowanych było 125 tys. wojskowych. Nie wspominając o dziesiątkach tysięcy cywilnych urzędników i członków innych struktur siłowych. Teraz o faktycznej skali działań wiadomo było już nawet wcześniej. Kilka miesięcy temu minister obrony Białorusi gen. Andriej Raukou oznajmił że „zakres terytorialny tych ćwiczeń jest bardzo duży – od Półwyspu Kolskiego w strefie arktycznej, kończąc na Białorusi”. Dowódca rosyjskich wojsk powietrznodesantowych, gen. Andriej Sierdiukow, powiedział w sierpniu, że w Zapad 2017 zaangażowane będą trzy podległe mu dywizje (19 tys. ludzi). Tyle że nie na Białorusi, lecz w obwodzie pskowskim. Zresztą we wrześniu ćwiczą jednostki w całym Zachodnim Okręgu Wojskowym plus Floty Północna i Bałtycka. Także na samej Białorusi pojawiło się nawet dwa razy więcej rosyjskich żołnierzy, niż zapowiadano – część z nich formalnie nie uczestniczy w Zapadzie. Dowódca Zachodniego Okręgu Wojskowego gen. Andriej Kartapołow poinformował z kolei, że w całej Rosji, w ramach „logistyczno-organizacyjnych przygotowań” do Zapadu 2017, zaangażowanych były tysiące żoł- nierzy i urzędników przez wiele miesięcy. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie ćwiczenia, także te formalnie niezwiązane z Zapadem, ale z punktu widzenia rosyjskiego dowództwa będące jego elementem, to faktycznie w obecnych manewrach wzięło udział ponad 100 tys. ludzi.
Więcej w najnowszej Gazecie Polskiej