Prezydent USA Donald Trump szykuje się do długiej wizyty w Azji. Wizyta, która ma potrwać 12 dni i obejmować pięć państw, jest najważniejszą z dotychczasowych. I może być również najtrudniejszą – Azja zawsze była trudnym terenem dla amerykańskich polityków, a skomplikowana sytuacja w rejonie na pewno nie ułatwi Trumpowi zadania – pisze w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie" Wiktor Młynarz.
Trump odwiedzi Koreę Południową, Japonię, Chiny, Wietnam i Filipiny. Głównym tematem rozmów będzie zapewne sytuacja w Korei Północnej. Administracja Trumpa będzie zapewne chciała przekonać azjatyckich liderów, że problem z Koreańską Republiką Ludowo-Demokratyczną (KRLD) jest szerszy niż konflikt między Kim Dzong Unem a USA i że to komunistyczne państwo stanowi zagrożenie dla całego regionu. Najłatwiej Amerykanom pójdzie w Japonii. W sierpniu i we wrześniu br. dwie koreańskie rakiety przeleciały nad japońskim terytorium, co wywołało panikę w tym kraju i uświadomiło wszystkim, że ryzyko jest bardzo realne. Trudniej pójdzie Trumpowi w Korei Południowej. Bez współpracy rządu w Seulu trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek prewencyjną akcję zbrojną przeciwko KRLD, jednak o ile południowi Koreańczycy doskonale wiedzą, jakie zagrożenie stanowi Pjongjang, o tyle rząd w Seulu nie ukrywa, że chce za wszelką cenę uniknąć wojny. Wpływ na ich postawę zapewne mają doniesienia o artylerii KRLD wycelowanej w Seul i gotowej do użycia w każdej chwili – Trumpowi trudno będzie podważyć taki argument.
Podczas wizyty na Półwyspie Koreańskim Trump nie odwiedzi strefy zdemilitaryzowanej (DMZ) – pasa ziemi niczyjej o szerokości 4 km i długości 238 km, który oddziela oba państwa. Odwiedzenie tego miejsca jest tradycyjnym punktem wizyt amerykańskich polityków w Korei, jednak napięty grafik prezydenta nie pozwoli mu na to – zamiast wizyty w DMZ odwiedzi Camp Humpreys – położoną w pobliżu Seulu bazę, w której stacjonują amerykańscy żołnierze.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".