Podczas mundialu nasze serca potem już najmocniej biły dla drużyny Chorwacji, a jedną z gwiazd turnieju została prezydent tego kraju, Kolinda Grabar-Kitarović, która po finale dziękowała piłkarzom za grę i nie straciła dobrego humoru nawet po tym, gdy Władimir Putin kazał jej stać w deszczu. Teraz, gdy piłkarskie emocje już opadły, pomyślałem, że to dobry czas, aby przypomnieć rozmowę, którą miałem okazję przeprowadzić z prezydent Grabar-Kitarović dla miesięcznika „Wpis” dwa lata temu w Nowym Jorku podczas szczytu państw Trójmorza. Warto pamiętać, że prezydent Chorwacji jest nie tylko kibicem piłki nożnej, ale również kibicem Polski oraz integracji naszego regionu Europy pod polskim przywództwem.
Adam Sosnowski: Pani Prezydent, spotykamy się w Nowym Jorku podczas miniszczytu grupy, noszącej nazwę „Adriatyk-Bałtyk-Morze Czarne (ABC)” [dzisiaj nazywana Trójmorzem; przyp. AS]. Pani jest inicjatorem tego spotkania i to na Pani zaproszenie zebrało się tu czterech prezydentów, jeden premier i ministrowie spraw zagranicznych poszczególnych państw. Jaka jest idea tych wielostronnych sojuszy w samym środku Europy?
Kolinda Grabar-Kitarović: Jest to grupa, której zasięg terytorialny – jak wskazuje sama jej nazwa – rozciąga się między trzema wymienionymi w niej europejskimi morzami i obejmuje dziesięć państw: Austrię, Bułgarię, Chorwację, Czechy, Estonię, Węgry, Łotwę, Litwę, Polskę, Rumunię, Słowację i Słowenię. Mamy ogromny potencjał, aby dzięki naszej pogłębionej współpracy mogła na tym skorzystać cała Unia Europejska, a nawet wspólnota transatlantycka. Przypomnę tylko, że jest to możliwe dlatego, iż od wieków ten rejon Europy opiera się na jednej wspólnocie kulturowej. Niestety, w ostatnich dziesięcioleciach większość naszych krajów pozbawiono możliwości samodzielnego podążania za realizacją własnych celów. Na szczęście w Unii Europejskiej nasze kraje mogły znów zbliżyć się do siebie, choć przepaść między krajami tak zwanej starej Unii Europejskiej a krajami nowej nadal jest widoczna.
Była Pani z wizytą w Polsce, na forum ekonomicznym w Krynicy, ale także w Krakowie, gdzie w swoim rodzinnym mieście przyjął Panią nasz prezydent Andrzej Duda. Już wtedy podkreślała Pani, że teraz zacznie się czas silnej polityki zagranicznej państw naszego regionu. Jaką rolę Polski widzi Pani w tej konstelacji państw?
Oba nasze kraje geograficznie w pewien sposób otwierają i zamykają tę grupę będąc na jej północnym i południowym krańcu. Wiem, że wasz prezydent Andrzej Duda jest zainteresowany pomysłem połączenia tych dwóch stron Europy, czyli właśnie północy i południa, bo dzielimy wspólne interesy. Nie ograniczymy się jednak tylko do tego. Bardzo istotna jest także kwestia bezpieczeństwa, mam tu na myśli przede wszystkim energetykę, w której musimy walczyć o niezależność, ale także transport czy infrastrukturę. Zresztą inwestując w te obszary będziemy równocześnie napędzać nasze gospodarki. Tak więc możemy połączyć nasze kraje na różne sposoby, także w kwestii politycznego przywództwa.
To jest ciekawa myśl. Większość rozmów w obrębie grupy „ABC” toczy się bowiem wokół zagadnień ekonomicznych czy infrastrukturalnych, podkreśla się także, że jest to luźne połączenie państw, pewna grupa, na forum której dokonuje się wymiany pomysłów, nieusankcjonowana jednak jakimś bytem biurokratycznym. Niemniej zawsze musi być jakiś lider, choćby nieformalny.
Tak, dlatego Chorwacja jako inicjator tych spotkań i Polska jako największe państwo tej grupy są tu bardzo ważne. Myślę, że Polska może pełnić tu rolę lidera, chciałabym nawet, aby tak się stało. Prezydent Andrzej Duda już wielokrotnie podkreślał, że jest gotowy i chętny podjąć tego typu współpracę. Oczywiście jak Pan mówił, nie tworzymy nowych instytucji, nie będzie głównej bazy dowodzenia, ale już sam fakt, że nasze państwa się spotykają, wymieniają myśli i pokazują, czego im trzeba, jest bardzo pomocny.
Nie zawsze jednak współpraca wygląda różowo i niekoniecznie interesy państw należących do grupy muszą być spójne. Spójrzmy chociażby na kryzys migracyjny, z którym Europa obecnie się zmaga. Ton dyplomacji się zaostrzył, padały słowa, których już dawno na Starym Kontynencie nie słyszano. Nie obawia się Pani, że może to rozbić Europę, zaważyć na ewentualnych wspólnych działaniach?
Ten kryzys z całą pewnością jest kwestią, którą należy przedyskutować. Ale wie Pan, życie toczy się dalej. Musimy zająć się bezpieczeństwem, stabilnością, a także pomyślnością naszych krajów. Imigranci i problemy z tym związane nie mogą nas odwieść od spraw bieżących. Wręcz przeciwnie, trzeba się tu raczej wykazać myśleniem długoterminowym. Musimy myśleć o tym, w jaki sposób możemy pracować nad dobrobytem naszych krajów, tak aby dogonić te państwa UE, które w rozwoju są dalej od nas.