Nikt nie ma już chyba wątpliwości, że wojna z islamizmem w Europie trwa. Kolejne ataki, raz większe, raz mniejsze, będą następować. I tylko naiwny może sądzić, że będzie inaczej - pisze Tomasz Terlikowski.
Wygrana w tej wojnie wymaga jednak, i tego także trzeba mieć świadomość, rozsądku i używania rozumu, a nie - irracjonalnych - z jednej strony prawicowo-populistycznych, a z drugiej lewicowo-kredkowych zachować. Zwycięstwo nad terroryzmem nie dokona się ani za pośrednictwem kredek i naiwnych napisów, ani przez pokrzykiwanie, zapowiedzi deportacji i utożsamianie wszystkich muzułmanów z terrorystami.
Zacznijmy jednak od refleksji oczywistej. Ta wojna, choć dotyka także Polaków, nie jest na razie polskim problemem. I to nie tylko dlatego, że z perspektywy zamachowców jesteśmy peryferiami, ale także dlatego, że w Polsce nie mają oni odpowiedniego zaplecza, by w jakikolwiek sposób działać. Nie istnieją u nas islamskie dzielnice, w których można zapaść się pod ziemię, nie ma społeczności, która nawet jeśli nie sprzyja terrorystom (a często sprzyja), to przynajmniej pomoże im w ukryciu się. Nie ma wreszcie finansowego zaplecza. To wszystko sprawia, że wciąż jesteśmy - relatywnie - bezpieczni.
W niczym nie zmienia to jednak faktu, że państwa zachodnie są na wojnie, analogicznej do tej, jaką od pokoleń toczy Izrael. Jeśli więc chcą rzeczywiście ją wygrać muszą z jednej strony walczyć ostrzej, bardziej jednoznacznie, ograniczając niemałą część z praw obywatelskich, a niekiedy odpowiadając niezwykle ostro niemal odwetowo. Wiem, że brzmi to strasznie, ale walka za pomocą kredy i oświadczeń zazwyczaj prowadzi do przegranej i jedynie ośmiesza Zachód.
Z drugiej jednak strony, jeśli Zachód chce wojnę z islamizmem rzeczywiście wygrać, to musi islam podzielić. Najgłupszą z możliwych strategii jest traktowanie wszystkich muzułmanów tak samo, opowiadanie o deportacjach czy zakazach, ograniczanie praw religijnych wyznawców islamu, to bowiem wpycha każdego religijnego muzułmanina w ręce terrorystów. A to jest najgorsza z możliwości. Trzeba zatem uważnie rozróżniać, przekupywać, budować państwowe struktury islamskie, przyznawać granty i środki i wreszcie burzyć szklane sufity, które w wielu społecznościach funkcjonują. Innej drogi nie ma.
Tylko połączenie tych dwóch strategii może dać wygraną. Ale będzie ona możliwa tylko, jeśli poza strategię Zachód będzie miał ideę, dla której będzie miał ideę, dla której jego obywatele będą gotowi żyć i umierać. Na razie takiej idei nie ma…