Amerykańska presja działa. Starmer rezygnuje z ataku na wolność słowa

Brytyjski premier Keir Starmer ogłasza gotowość do renegocjacji przepisów o cenzurze w internecie. Powód? Naciski zza oceanu i strach przed wojną celną z USA.
Wolność słowa zyskuje na rywalizacji handlowej
Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, dotąd orędownik daleko idącego ograniczenia wolności słowa w internecie, wyraźnie zmienia kierunek. Jak sam przyznał podczas wystąpienia w brytyjskim parlamencie, Londyn jest gotowy renegocjować tzw. zasady bezpieczeństwa online w kontekście ochrony swobody wypowiedzi.
– „Musimy być pionierami wolności słowa, którymi byliśmy przez wiele lat w tym kraju” – stwierdził Starmer na forum Izby Gmin.
To zaskakująca deklaracja ze strony polityka, który jeszcze niedawno przeforsował restrykcyjny Online Safety Act, krytykowany przez ekspertów i organizacje wolnościowe jako narzędzie potencjalnej cenzury i kontroli treści w internecie.
Zmiana retoryki nie jest przypadkowa. Presja nowych ceł ze strony USA oraz realna perspektywa odwetu handlowego ze strony amerykańskich gigantów technologicznych zmusiły brytyjski rząd do rewizji kursu. Jak ujawnił portal „POLITICO”, tematem rozmów handlowych pomiędzy Londynem a Waszyngtonem jest m.in. właśnie implementacja przepisów ograniczających treści w mediach społecznościowych.
W obliczu narastających napięć handlowych kwestia wolności w internecie niespodziewanie zyskała większe polityczne znaczenie. To, co jeszcze kilka miesięcy temu uznawano za wtórne wobec „walki z mową nienawiści”, dziś staje się znów istotnym czynnikiem politycznym.
Lewicowy projekt cenzury pod znakiem zapytania
Starmer nie mówi tego wprost, ale jego słowa świadczą o czymś więcej niż tylko o taktycznym geście wobec Amerykanów. Otwarta deklaracja potrzeby „bycia pionierami wolności słowa” to de facto odwrót od dotychczasowej linii laburzystów. Jeszcze niedawno promowali ustawę, która według wielu ekspertów umożliwiała władzom i korporacjom arbitralne blokowanie treści uznanych za „szkodliwe”.
Teraz, pod presją zewnętrzną, ale i wewnętrzną – przede wszystkim masowych protestów – Starmer wycofuje się z wizji cyfrowego nadzoru. To sytuacja bez precedensu, która pokazuje, że wolność słowa nie jest tematem zamkniętym, ale wciąż polem politycznego sporu.
Starmer przypomniał sobie o wolności słowa… dopiero pod presją
W obliczu tej zmiany brytyjscy wyborcy mogą zacząć zadawać pytania: czy obecny rząd faktycznie wierzy w fundamenty demokracji, czy też dopiero pod presją „pozwala” obywatelom mieć własne zdanie? Jeśli wolność słowa ma być towarem przetargowym w rozmowach handlowych, to znaczy, że coś w brytyjskiej polityce poszło bardzo nie tak.
Jedno jest pewne: obecna decyzja Starmera, choć motywowana strachem przed konsekwencjami gospodarczymi, może przywrócić równowagę między bezpieczeństwem a podstawowymi prawami każdego obywatela. Przede wszystkim prawa do mówienia prawdy, nawet gdy jest ona niewygodna dla władzy.
Źródło: Republika, politico.eu
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X