Rejestr lobbystów działających na rzecz obcych rządów powstanie w Kanadzie, zwiększą się możliwości wywiadu, będą nowe kary dla działających w interesie innych państw – to przepisy ustawy dotyczącej zwalczania obcych wpływów, która właśnie weszła w życie.
Do rejestru lobbystów, nadzorowanego przez niezależnego komisarza ds. transparentności zagranicznych wpływów, będą musieli dopisać się wszyscy, którzy na terenie Kanady współpracują z obcymi rządami czy zagranicznymi podmiotami.
"Osoba, która wchodzi w porozumienie z zagranicznym kierownictwem musi, w ciągu 14 dni od tego porozumienia, przedstawić komisarzowi wskazane w regulacjach informacje" - napisano w ustawie. Chodzi zarówno o osoby przedstawiające punkt widzenia obcych rządów, jak i np. przekazujące pieniądze na działalność. Podobne rejestry obowiązują w USA i Australii.
Ustawa wprowadziła też kary za próby niejawnego wpływania na proces nominacji kandydatów w wyborach czy próby podważenia procesów demokratycznych. Karane będzie także pomaganie agentom obcych wywiadów podszywających się pod turystów podróżujących po Kanadzie i próby zastraszania imigranckich społeczności.
Do prawa wpisano kary do 10 lat więzienia za sabotaż infrastruktury krytycznej, od infrastruktury telekomunikacyjnej, transportu publicznego czy dostaw żywności i leków do bankowej, choć jednocześnie zastrzeżono, że za sabotaż w interesie obcego państwa nie będzie uważane działanie prowadzone np. w ramach protestu, bez zamiaru wyrządzenia szkody. Kanadyjski wywiad (CSIS - Canadian Security Intelligence Service)otrzymał szersze uprawnienia do przekazywania informacji niejawnych w razie potrzeby.
Ustawa, nad którą parlament rozpoczął prace na początku maja br. wchodzi w życie trzy tygodnie po publikacji raportu parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa narodowego i wywiadu, w którym napisano, że niektórzy kanadyjscy parlamentarzyści, których nazwisk nie podano, świadomie wspierają obce kraje, takie jak Chiny i Indie, w uzyskiwaniu wpływu na kanadyjską politykę. Raport opisywał podobną działalność niewymienionych z nazwiska dziennikarzy.
Działająca od ub. roku specjalna komisja ds. zagranicznych wpływów, kierowana przez sędzię Marie-Josée Hogue, opublikowała na początku maja br. wstępny raport, w którym odnotowano próby zakłócenia wyborów parlamentarnych, ale podkreślono, że nie miały wpływu na to, kto utworzył rząd, a kanadyjski system wyborczy jest bezpieczny. W ubiegłym tygodniu parlamentarzyści przegłosowali wniosek, by sędzia Hogue, która swój końcowy raport przedstawi do końca tego roku, do swojego dochodzenia włączyła też sprawę parlamentarzystów.
Od chwili upublicznienia jawnej wersji raportu parlamentarnej komisji rośnie polityczne napięcie, część polityków domaga się podania nazwisk, na co jednak nie pozwala prawo. Natomiast z pełnym raportem mogli zapoznać się liderzy partii, po przejściu procedury uzyskania dopuszczenia do informacji niejawnych. Raport czytali już lider Nowej Partii Demokratycznej Jagmeet Singh, liderka Zielonych Elizabeth May, niezbędne dokumenty wypełnia też lider opozycyjnego Bloc Quebecois Yves-François Blanchet. Poddania się procedurze odmawia lider konserwatystów Pierre Polievre.
Projekt ustawy w czasie prac krytykowały niektóre organizacje praw człowieka i część środowisk naukowych, zarzucając brak precyzji. Jednak CSIS i policja federalna podkreślały wielokrotnie, że obecne prawo nie pozwala na skuteczne ściganie tych, którzy niejawnie współpracują z obcymi rządami. Również w raporcie parlamentarnym znalazły się podobne zastrzeżenia.
To media od kilku lat alarmowały, że obce kraje mogą mieć wpływ na kanadyjską politykę, pojawiało się wiele spekulacji, kim są politycy współpracujący z obcymi rządami, a także nietrafione zarzuty. W ubiegłym roku telewizja Global News zarzuciła współpracę z Chinami liberalnemu politykowi Hanowi Dongowi. Ten wystąpił z pozwem przeciw Corus Entertainment, właścicielowi stacji. W czwartek sąd w Ontario uznał, że dziennikarze nie mają dokumentów świadczących o takiej współpracy i zezwolił na proces