Przejeżdżając przez warszawską Wolę, u zbiegu Al. Prymasa Tysiąclecia i ul. Kasprzaka, natrafiamy na „Rondo Wolnego Tybetu.” Jest to nazwa nieformalna, widniejąca jedynie na znajdującym się tam muralu, ponieważ – w związku z protestem ambasady komunistycznych Chin – Rada m. st. Warszawy nie zdecydowała się na nadanie tak otwarcie wspierającego niepodległość Tybetu miana, a oficjalna nazwa brzmi „Rondo Tybetu.” Na ścianach wiaduktów widnieją murale z podobiznami Dalajlamy, młodych tybetańskich mnichów, napisy w języku tybetańskim i symbole tego kraju oraz tablica upamiętniająca co najmniej 86 tys. ofiar Powstania Tybetańskiego w 1959 r. Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, którą obchodziliśmy skłania do refleksji nad pewną paralelą losów narodu tybetańskiego w stosunku do losów naszego narodu.
Tybet przez większość swojej historii pozostawał jednym z najbardziej odizolowanych zakątków globu. Pod koniec pierwszego tysiąclecia buddyjscy misjonarze wprowadzili do Tybetu nową wiarę (por. chrzest Polski w 966 r.), która szybko stała się – podobnie jak dla Polaków katolicyzm – nieodłączną częścią tożsamości narodowej. Przez większość historii Tybet był państwem niepodległym, po raz pierwszy podporządkowany został Chinom w XIX w., a więc niewiele później w stosunku do rozbiorów Rzeczypospolitej. Niepodległość odzyskał w 1912 r., a więc znów w podobnym okresie, jak Polska. Wiarołomna postawa trzech mocarstw wepchnęła Polskę w łapy Stalina, zaś niekorzystny obrót chińskiej wojny domowej przypieczętował los Tybetu i popchnął go w stalowe uściski chińskich komunistów.
Po zakończeniu chińskiej wojny domowej, w 1950 r., Tybet wcale nie był priorytetem dla Mao Zedonga. Po ogólnym „wyzwoleniu” przez komunistów Chin właściwych w 1949, oprócz Tybetu, Wysp Kinmen – Mazu, Tajwanu i Hajnanu, poza kontrolą komunistów wciąż pozostawał muzułmański Xinjiang, który był od 20 lat „niepodległy,” unikając udziału w chińskiej wojnie domowej. Jesienią 1949 r. Mao zaprosił przedstawicieli rządu na „negocjacje” w Pekinie i samolot po drodze rozbił się, zginęli wszyscy członkowie. Czy mi się wydaje, czy mieliśmy podobny przypadek w Polsce? I mimo niewielkiej sponsorowanej przez Tajwan partyzantki w Górach Kunlun (nazywanej dumnie 8 Armią Rewolucyjną) Xinjiang został „wyzwolony” niemal bezkrwawo. 27 października 1949, po „oswobodzeniu” Fujianu nastąpił desant wojsk komunistycznych Chin (PLA) na Wyspy Kinmen, zmasakrowany przez kontrolujący Tajwan Kuonmintang. Załamanie ofensywy na Tajwan porównywalne do Cudu nad Wisłą – zresztą tajwańscy taoiści wierzą, że to ich bogini Mazu (por. artykuł o „religii po pekińsku”) nie pozwoliła komunistom wylądować na jej archipelagu. Druga ofensywa miała miejsce 26 lipca 1950 (kiedy Amerykanie skupieni byli na wojnie koreańskiej) – ponownie odparta mimo przewagi PLA, w poprzednią niedzielę na Tajwanie świętowano 70 rocznicę tego zwycięstwa) . Podobnie potoczyły się pierwsze lądowania na Hajnanie, który jednak upadł między marcem a majem 1950 r. dzięki wsparciu lokalnej partyzantki komunistycznej i związania głównych sił Kuonmintangu w obliczu zintensyfikowanej ofensywy na oddzielające Tajwan od Fujianu archipelagi. Dopiero 7 października 1950 PLA zajęła stolicę Tybetu – Lhasę. Spotkało się to z odpowiedzią oficerów rozwiązanej Tybetańskiej Armii, którzy ustanowili „Ochotniczą Armię Obrony Tybetu” (Chushi Gangdruk), która dość skutecznie atakowała posterunki PLA, jednak początkowo nie cieszyła się aprobatą Tybetańskiego Rządu Autonomicznego ani Dalajlamy (który, jak później przyznał, początkowo uważał chińskich komunistów za „prawdziwych marksistów” i wierzył, że jego kraj może na tym skorzystać; o tym, że niekoniecznie była to mrzonka, świadczy przykład singapurskiego Lee Kuana Yu). Kiedy jednak po kilku latach Mao ogłosił „wielki skok naprzód” i rozpoczęto kolektywizację również w Tybecie, a chińskie kadry okazywały „tybetańskim zabobonom” coraz mniej „cierpliwości,” rozpoczęły się masowe protesty, a następnie zintensyfikowane ataki partyzanckie, szybko poparte przez ludność cywilną.
Powstanie Tybetańskie, podobnie jak Powstanie Warszawskie, wcale nie było z góry skazane na klęskę. Tybetańczycy liczyli na pomoc wciąż aktywnych w regionie Amerykanów i Hindusów , podobnie jak Polacy zdawali sobie sprawę z tego, że realne pokonanie Niemców będzie możliwe tylko wówczas, gdy stacjonujące na prawym brzegu wojska sowieckie wkroczą do Warszawy. W Tybecie liczono na to, że Chiny – zajęte wdrażaniem złożonych i kosztujących życie wiele osób reform gospodarczych i szturmowaniem Tajwanu (nowa ofensywa zaczęła się w sierpniu 1958 roku) – odpuszczą mało ważny Tybet, gdy zaczną ponosić zbyt wysokie straty. 10 marca 300 tys. Tybetańczyków otoczyło Pałac Potala (siedzibę Dalajlamy) w odpowiedzi na plotki, jakoby chiński aparat bezpieczeństwa miał aresztować Jego Świątobliwość. Tę bezprecedensową mobilizację ludności cywilnej uznaje się za początek Powstania Tybetańskiego. 12 marca powstańcy ogłosili niepodległość, wsparci przez partyzantów atakujących obrzeża Lhasy od grudnia. Do 14 marca udało im się zająć miasto. 15 marca Dalajlama był zmuszony jednak uciekać nocą, przebrany za zwykłego tybetańskiego żołnierza, w eskorcie partyzantów – do Indii, gdzie otrzymał azyl polityczny. 17 marca 1959 r. Pałac Potala w Lhasie został ostrzelany przez chińską artylerię, w regionach Khampa i Amdo powstanie szybko się załamało, a w najdłużej broniącym się U-Tsangu – z czasem również. Po 1959 r. aktywność partyzancka ograniczyła się do terenów dawnego Mustangu „pogranicza nepalsko-tybetańskiego,” mimo aprobaty rządu tybetańskiego na uchodźstwie, CIA i Tajwanu, a po wojnie chińsko-indyjskiej w 1962 r. – także Delhi (wielu tybetańskich partyzantów zostało żołnierzami armii indyjskiej. Kiedy w latach siedemdziesiątych doszło do „ocieplenia” stosunków chińsko-amerykańskich, wsparcie CIA dla Tybetu zostało wycofane, a Dalajlama wezwał ostatnie oddziały do złożenia broni w 1974 r. Od tamtej pory represje komunistyczne wobec mieszkańców tego regionu nie ustają.
Oprócz poległych w walkach co najmniej 86 tys. Tybetańczyków, po upadku powstania tysiące mnichów buddyjskich zostało publicznie straconych przez władze chińskie. Podobny los spotykał rodziny, w których mieszkaniach Chińczycy znajdowali broń lub inne oznaki udziału lub wsparcia dla powstania. Dokładna liczba ofiar pozostaje nieznana. Przypomnę, że w Powstaniu Warszawskim zginęło 16 tys. żołnierzy, 20 tys. zostało rannych, a śmierć w wyniku walk lub represji poniosło również 200 tys. cywilów (nie mówiąc o wysiedleniu mieszkańców całej lewobrzeżnej Warszawy i planowej dewastacji miasta). Moim celem nie jest oczywiście relatywizowanie chwały, a jednocześnie dramatu Powstania Warszawskiego. Dla nas, Polaków, będzie ono zawsze wydarzeniem nieporównywalnym z jakimkolwiek zrywem w historii naszego narodu, jak również innych nacji, źródłem dumy z bohaterów i 63 dni ich niezłomnej postawy, a także żałoby z powodu losu ofiar i miasta. Ciekawe wydały mi się jednak pewne analogie w historii Tybetu i Powstania Tybetańskiego w stosunku do naszej historii. Przykre jest przy tym to, że ich cichy dramat trwa do dziś.
Zainteresowanych tematem polecam publikacje : Pema Bhum „Opowiadania z Rewolucji Kulturalnej w Tybecie” oraz Tsering Shakya „Smok w Krainie Śniegu” od niedawna dostępne także w polskiej wersji językowej
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Polska Federacja Ruchów Obrony Życia ostro reaguje na decyzję większości sejmowej godzącej w prawa dzieci nienarodzonych
[AKTUALIZACJA] Wszedł na pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej z przedmiotem, który przypomina broń [WIDEO]
Amerykańskie media demaskują Tuska: oskarżył Trumpa, że jest rosyjskim agentem! Polsce grozi izolacja na scenie międzynarodowej!
Najnowsze
Polska Federacja Ruchów Obrony Życia ostro reaguje na decyzję większości sejmowej godzącej w prawa dzieci nienarodzonych
Narciarze obowiązkowo z... poduszkami
Michalak: Możemy być z siebie dumni
[AKTUALIZACJA] Wszedł na pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej z przedmiotem, który przypomina broń [WIDEO]
Amerykańskie media demaskują Tuska: oskarżył Trumpa, że jest rosyjskim agentem! Polsce grozi izolacja na scenie międzynarodowej!