W rejonie upadku malezyjskiego samolotu odbywają się ciężkie walki pomiędzy terrorystami a ukraińskimi siłami rządowymi. Spowodowało to odwołanie międzynarodowej misji policjantów, którzy mieli ochraniać śledczych, poszukujących pozostałych na miejscu katastrofy szczątków ofiar.
Ciężki ostrzał wokół miejsca katastrofy lotu MH17 zmusił holenderskich i australijskich policjantów do odwołania zaplanowanej wizytę, mającej na celu ochranianie śledczych, przeszukujących rejon upadku samolotu.
Nieuzbrojony kontyngent stróżów prawa, za zgodą samozwańczego premiera tzw. Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandr Borodaj, miał dotrzeć do rejonu katastrofy. Jednak porzucono ten plan ze względów bezpieczeństwa.
- Nie możemy podjąć takiego ryzyka - stwierdził Alexander Hug, zastępca szefa misji obserwatorów OBWE na Ukrainie. - Stan bezpieczeństwa na drodze i na miejscu jest nie do zaakceptowania dla naszej misji obserwacyjnej, biorąc pod uwagę fakt, że nie możemy zabrać broni - powiedział dziennikarzom.
Fotograf agencji AFP usłyszał ostrzał artyleryjski zaledwie kilometr od zajętego przez rebeliantów miasta Grabowa, obok miejsca tragedii malezyjskiego samolotu. Po chwili zobaczył kłęby czarnego dymu na niebie. Przerażeni mieszkańcy uciekali z miejsca zdarzenia.
Holenderskie Ministerstwo Sprawiedliwości potwierdza, że badacze przeszukujący miejsce katastrofy wycofali się z zagrożonego terenu.
- Zespół złożony z 30 holenderskich ekspertów medycyny sądowej obecnie nie ma bezpiecznego dostępu do miejsca katastrofy. Powodem są walki w tym rejonie. Sytuacja jest wciąż zbyt niestabilna, aby pracować na miejscu katastrofy" - podało ministerstwo w oświadczeniu.
Boeing 777 linii Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie został zestrzelony 17 lipca w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy, na obszarze kontrolowanym przez terrorystów. W katastrofie maszyny lecącej z Amsterdamu do Kuala Lumpur zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga. Samolotem leciało m.in. 194 Holendrów, 43 Malezyjczyków i 28 Australijczyków.