Amerykańskie media, powołując się na doniesienia FBI publikują kolejne fakty katastrofy helikoptera w której zginął m.in sławny koszykarz Kobe Bryant z córka.
Śledztwo ws przyczyn katastrofy przejęło FBI. Funkcjonariusze ustalają wszystko, co mogło mieć wpływ na wypadek. Według przekazów medialnych wielce prawdopodobne jest, że pilot nie poradził sobie w wyjątkowo ciężkich warunkach. Tego dnia w Kalifornii panowała gęsta mgła i wiele lotów w okolicy zostało odwołanych. Helikopter Bryanta otrzymał jednak specjalną zgodę na start. Telewizja CBS News dotarła z kolei do świadków rozbicia maszyny, którzy twierdzą, że smutne sceny rozegrały się bardzo szybko.
Rozmówca stacji znajdował się w zasięgu wzroku helikoptera. Dziennikarzowi przekazał, że najpierw usłyszał dziwne dźwięki, a później ogłuszający huk. - Usłyszałem dezorientujący dźwięk nade mną, a po jakichś 20-25 sekundach słychać było potężne uderzenie tam na górze - relacjonował naoczny świadek śmierci Kobe Bryanta. To on jako jeden z pierwszych wybrał numer alarmowy, by wezwać szybko odpowiednie służby.
wiadomo, iż Zobayan- pilot maszyny poprosił o specjalne zezwolenie na lot w gęstej mgle i je otrzymał. Zwrócił się też do kontrolerów ruchu o śledzenie jego lotu. Otrzymał jednak informację, że leci za nisko, by był widoczny na radarach.
Właśnie wtedy pilot miał przekazać ostatni w swoim życiu komunikat. - Około cztery minuty później (pilot - przyp. red.) powiedział, że zwiększa wysokość, by ominąć warstwę chmur. Kiedy zapytano go, co planuje potem zrobić, nie uzyskano już odpowiedzi. Dane radaru wskazują, że wspiął się na wysokość 701 m, a następnie zaczął skręcać w lewo. Ostatni kontakt radiowy miał miejsce ok. godz. 9.45 czasu miejscowego - podała Homendy, zaznaczając, że już dwie minuty później ktoś zadzwonił na numer alarmowy, zgłaszając wypadek.