Rośnie liczba młodych Europejczyków, którzy są rekrutowani przez Al-Kaidę i wyjeżdżają do Syrii, by walczyć z reżimem Baszara el-Asada - poinformowali szefowie MSW Francji i Belgii, Manuel Valls i Joelle Milquet, na konferencji prasowej w Brukseli.
Między 1,5 tys. a 2 tys. młodych ludzi z krajów UE wyjechało do Syrii od wybuchu tamtejszego konfliktu w 2011 roku; jeszcze w czerwcu liczbę tę szacowano na około 600 - poinformowali Valls i Milquet.
- Gdy wybuchł konflikt w Syrii, trudno było podejmować jakieś kroki (w tej sprawie), ponieważ wtedy jechano tam by walczyć z reżimem, który był potępiany przez wszystkich. Trudno było wtedy kogoś o to oskarżać - powiedział Valls.
- Dziś sytuacja uległa zmianie - dodał francuski minister, wyjaśniając, że większość osób, która chce walczyć w Syrii z reżimem Asada deklaruje, że pragnie dołączyć do grup bliskich Al-Kaidzie. - To bardzo niepokojące zjawisko - powiedziała minister Milquet.
Francja i Belgia koordynują działania krajów unijnych zaniepokojonych tym zjawiskiem. Milquet i Valls spotkali się już trzykrotnie z szefami MSW Niemiec, Wielkiej Brytanii, Holandii, Hiszpanii, Włoch, Szwecji i Danii.
Rozmowy takie odbyły się też w Brukseli w środę wieczorem i wzięli w nich udział również przedstawiciele USA i Kanady - powiedziała Milquet.
Unia Europejska stara się walczyć z rekrutacją bojowników, którą Al-Kaida i jej filie prowadzą w internecie. Jak wyjaśnił Valls Europejczycy mają zamiar likwidować stosowne portale. Dla Amerykanów walka z rekrutacją w sieci będzie trudniejsza, gdyż pierwsza poprawka do konstytucji, gwarantująca wolność słowa, zapewnia też swobodę wypowiedzi dżihadystom - dodał francuski minister.
W środę "New York Times" napisał, powołując się na źródła w amerykańskim wywiadzie, że do islamistów walczących w Syrii dołączają też młodzi ludzie z USA, zaś specjaliści ds. zwalczania terroryzmu obawiają się, że Al-Kaida zdoła utworzyć w Syrii bazę, z której będzie mogła organizować ataki na Europę i Izrael.
"New York Times" przywołuje też opinie ekspertów, którzy uważają, że rekrutowanie bojowników przez organizacje zbliżone do Al-Kaidy oraz nasilające się na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej konflikty na tle wyznaniowym i klanowym zmuszą wkrótce administrację prezydenta Baracka Obamy do zmiany polityki wobec tego regionu.
Założenie, że USA są teraz bezpieczniejsze niż po atakach z 11 września 2001 roku wydaje się chybione - uważają senator Dianne Feinstein i kongresmen Mike Rogers, którzy przewodzą komisjom ds. wywiadu w Senacie USA i w Izbie Reprezentantów. Nie wiadomo jednak, jaką formę miałyby przybrać działania prewencyjne USA na Bliskim Wschodzie - pisze "New York Times".