– W dniu wyborów byłem gościem jednej z ukraińskich telewizji i nie widziałem specjalnego zachwytu wśród dziennikarzy z powodu zwycięstwa Poroszenki, na ulicach też tego nie było widać. Ukraińcy zdają sobie sprawę, że wybrali mniejsze zło – mówił Bartłomiej Maślankiewicz, który obserwuje wybory prezydenckie na Ukrainie.
– Trzeba pamiętać, że media w Kijowie, w zależności od tego, kto jest ich właścicielem, inaczej komentują wyniki wyborów – tłumaczył dziennikarz Telewizji Republika.
Maślankiewicz opowiadał również, że Centralna Komisja Wyborcza miała problem z podliczeniem frekwencji podczas wyborów. – Jednak jest ona zdecydowanie większa niż w Polsce – zaznaczył. Podkreślał też, że głosowanie na Ukrainie przedłużono, a w kolejkach do urn ludzie stali nawet po dwie godziny.
Przypomniał również, że w trakcie wyborów pojawiły się przecieki, jakoby „hakerzy zaatakowali systemy zliczające głosy, ale oficjalnych komunikatów w tej sprawie nie było”.
Według danych, które Centralna Komisja Wyborcza podała w poniedziałek rano, Petro Poroszenko zdobył 54,09 proc. głosów. Jest to wynik po podliczeniu 40 proc. protokołów wyborczych w wersji elektronicznej.
Według CKW szefowa partii Batkiwszczyna Julia Tymoszenko uzyskała 13,13 proc. głosów, lider Radykalnej Partii Ukrainy Ołeh Liaszko 8,49 proc., były minister obrony Anatolij Hrycenko 5,47 proc., a były wicepremier w rządzie Mykoły Azarowa – Serhij Tihipko 5,09 proc.
Z najnowszych danych CKW wynika, że frekwencja wyniosła 60,27 proc. o godz. 20 w niedzielę. Są to dane uwzględniające 187 spośród 189 okręgów wyborczych, w których odbywało się głosowanie.