W piątek ze znajdującego się w pobliżu Kijowa lotniska odlatywały samoloty do Włoch, Turcji czy Armenii. Obsługiwano również regularne połączenia wewnątrz Ukrainy – do Odessy, Charkowa, Dnipro, czy Lwowa.
Chociaż w Kijowie na pierwszy rzut oka nie czuć paniki - półki w sklepach są pełne, ludzie nie opuszczają masowo miasta, a przed bankami nie ustawiają się kolejki - jego mieszkańcy zaczynają odczuwać niepokój wynikający z narastających napięć wokół oraz na wschodzie kraju.
- Staram się zachowywać spokój, staram się nie panikować. To samo mówi większość osób, które znam, ale wszyscy mają z tyłu głowy to zagrożenie i chcą być przygotowani, przynajmniej mentalnie – powiedziała 29-letnia Katja.
- Nic tak wielkiego się jeszcze nie wydarzyło, dlatego ludzie nie są gotowi do porzucenia wszystkiego, całego swojego życia. Boję się tylko, że jeżeli coś takiego się stanie, będzie już za późno - wyznała mieszkanka Kijowa.
Pracujący w branży IT 26-letni Iwan powiedział PAP, że niektóre zagraniczne firmy proponują swoim pracownikom tymczasowe przeniesienie za granicę. „Kilka zachodnich firm, w tym moja, wysyła chętnych pracowników wraz z rodzinami za granicę. To normalna procedura bezpieczeństwa, nie powiedziałbym, że wynika z jakiejś nagłej paniki” – wskazał mieszkaniec Kijowa.
„Ja sam nie rozważam wyjazdu, chociaż zaproponowano mi relokację do biura we Lwowie lub bezpłatny urlop”, dodał.
Według przeprowadzonego sondażu grupy „Rating” 19 proc. Ukraińców uważa prawdopodobieństwo rosyjskiej inwazji za wysokie. 25 proc. mieszkańców Ukrainy sądzi natomiast , że takie zagrożenie nie istnieje.