Były premier Luksemburga Jean-Claude Juncker ma zostać mianowany w piątek na szczycie UE na nowego szefa Komisji Europejskiej. Stanie się tak mimo kategorycznego sprzeciwu Londynu, który zagroził nawet, że ta decyzja skłoni Brytyjczyków do opuszczenia Unii.
Nominacja dla Junckera jest w zasadzie przesądzona. Jest oficjalnym pretendentem do funkcji szefa KE z ramienia centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPL), która wygrała majowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Większość grup politycznych w europarlamencie domaga się od przywódców państw UE uszanowania woli wyborców i mianowania byłego premiera Luksemburga na nowego przewodniczącego Komisji.
Choć niektórzy szefowie państw i rządów, w tym kanclerz Niemiec Angela Merkel, początkowo byli sceptyczni co do pomysłu, by to europejskie partie polityczne wskazywały kandydatów na ważne unijne stanowisko, a także co do samej kandydatury Junckera, to ostatecznie przystali na takie rozwiązanie pod naciskiem mediów i europarlamentu.
Na placu boju pozostał jednak brytyjski premier David Cameron, który uważa Junckera za europejskiego "federalistę" w dawnym stylu lat 80. i jest przekonany, że nie odpowiada on potrzebom czasu, bo Unia musi się zmienić. Według brytyjskiej prasy Cameron miał nawet ostrzec Merkel, że jeśli Juncker zostanie szefem Komisji, to jest bardziej prawdopodobne, że w planowanym w Wielkiej Brytanii referendum w sprawie przyszłości tego kraju w UE wyborcy opowiedzą się za jej opuszczeniem.
Poglądy Camerona podziela wiele brytyjskich mediów. Dziennik "The Sun" uznał niedawno Luksemburczyka za "najgroźniejszego człowieka Europy".
Rzecznik brytyjskiego rządu zapowiedział w poniedziałek, że jeśli Rada Europejska przystąpi w piątek do nominacji Junckera, brytyjski premier zażąda głosowania w tej sprawie. Będzie to precedensem, bo zazwyczaj decyzje w takich sprawach UE podejmuje na zasadzie konsensusu.
Zgodnie z traktatem do mianowania nowego przewodniczącego KE potrzebna jest kwalifikowana większość głosów w Radzie Europejskiej, co oznacza, że Cameron, wsparty być może przez premiera Węgier Viktora Orbana, nie zdoła zablokować decyzji.
Chęć ubiegania się o stanowisko szefa KE z ramienia EPL Juncker zadeklarował już pod koniec zeszłego roku. Kilka miesięcy wcześniej, po 18 latach sprawowania rządów w Luksemburgu, musiał pożegnać się z fotelem premiera. Było to następstwem skandalu związanego z samowolą luksemburskich służb wywiadu, w tym nielegalnego podsłuchiwania polityków, zakupów samochodów na prywatny użytek, a także podejrzenia o płatny protekcjonizm.
Junckera obciążono polityczną odpowiedzialnością za skandal i w lipcu 2013 r. podał się do dymisji. W wyniku przeprowadzonych w październiku 2013 r. przyspieszonych wyborów jego partia utrzymała pozycję lidera, otrzymawszy blisko 34 proc. głosów i 23 deputowanych w 60-osobowym parlamencie. Nie udało jej się uzyskać większości koniecznej do utworzenia rządu i po blisko 30-letniej dominacji na scenie politycznej Luksemburga znalazła się w opozycji.
W trakcie blisko dwóch dekad sprawowania rządów luksemburski polityk zebrał niemałe doświadczenie także na arenie unijnej. Od 2005 r. do 2013 r. był przewodniczącym eurogrupy (złożonej z ministrów finansów strefy euro), odgrywając ważną rolę w walce z kryzysem wspólnej waluty. W czasie kryzysu był w samym centrum podejmowania decyzji. Jako szef eurogrupy był obecny na każdym istotnym spotkaniu od początku, gdy w 2009 r. wypłynęły problemy zadłużeniowe Grecji, aż do końcowych decyzji w sprawie utworzenia unii bankowej w 2013 r. Okazał się sprawnym negocjatorem, pośrednicząc m.in. w kompromisach między Francją a Niemcami w kwestii unii walutowej i gospodarczej.
Krytycy wskazywali jednak, że jego przewodnictwo podczas obrad było czasami nieobliczalne, a podejmowanym decyzjom brakowało konsekwencji. Jego holenderski następca na stanowisku szefa eurogrupy Jeroen Dijsselbloem publicznie skrytykował go zaś za picie alkoholu i palenie w trakcie spotkań.
O tym, że Juncker ma problemy z alkoholem, pisał kilka miesięcy temu niemiecki tygodnik "Der Spiegel", zarzucając politykowi, że nie podoła obowiązkom szefa KE. Juncker zareagował na artykuł oświadczając, że gotów jest porozmawiać o swych "kwalifikacjach politycznych, a nie o nieistniejącym problemie z alkoholem". Według niektórych komentatorów artykuł w "Spieglu" miał na celu storpedowanie kandydatury Luksemburczyka na ważne unijne stanowisko. Niechętna była mu bowiem wpływowa kanclerz Merkel, która obawiała się zbytniej niezależności doświadczonego polityka. "Spiegel" twierdził, że Merkel sondowała, czy polski premier Donald Tusk chciałby kandydować na przewodniczącego Komisji, bo byłby dla niej łatwiejszym partnerem do współpracy.
Juncker nie dał się zniechęcić prowadzoną przeciw niemu grą. W marcu na kongresie EPL w Dublinie oficjalnie został jej kandydatem na przewodniczącego Komisji, wygrywając z francuskim komisarzem ds. rynku wewnętrznego Michelem Barnierem.
Aby stanąć na czele KE, Juncker musi uzyskać poparcie większości co najmniej 376 głosów w Parlamencie Europejskim. Głosowanie w PE w tej sprawie odbędzie się w połowie lipca.