Był pierwszym kapłanem, który odprawił Mszę świętą, w miejscu śmierci polskich oficerów w Katyniu. W 2007 roku z jego inicjatywy postawiono w Wołożynie jeden z pierwszych na Białorusi pomników papieża Jana Pawła II. Ks. Henryk Okołotowicz, białoruski kapłan pochodzenia polskiego, został uwięziony przez reżim Łukaszenki 17 listopada br. Grozi mu od 7 do 15 lat więzienia.
Jak donosi niezależny portal Chrześcijańska Wizja, monitorujący sytuację prześladowania chrześcijan różnych konfesji, 17 listopada na Białorusi został aresztowany ks. Henryk Okołotowicz, proboszcz kościoła św. Józefa w Wołożynie, niedaleko Mińska. Zatrzymano go w ramach postępowania karnego, wszczętego i prowadzonego z artykułu 356 część 1 Kodeksu Karnego Republiki Białorusi – „zdrada państwa”. Grozi mu od 7 do 15 lat pozbawienia wolności.
Jak wyjaśnia jeden z księży białoruskich pragnący zachować anonimowość: „Na Białorusi można trafić do więzienia pod byle pretekstem. Pod zarzutem «zdrady stanu» może się kryć zwykłe przekazanie komuś z Polski informacji ogólnodostępnych w Internecie, na przykład o niszczeniu polskich cmentarzy na terenie naszego kraju. Dziesięć lat temu oskarżono o «zdradę stanu» ks. Władysława Łazara z Marinej Horki pod Mińskiem. Przez pół roku przetrzymywano go w areszcie śledczym KGB, a potem wypuszczono bez żadnego sądu i postawienia zarzutów. Pod reżimem Łukaszenki prawo nie funkcjonuje. Terrorystyczna władza zawsze potrzebuje zakładników, tak jak Hamas”.
Proboszcz z Wołożyna ma problemy zdrowotne, przeszedł zawał serca, a ostatnio operację chirurgiczną żołądka z powodu nowotworu. Powinien pozostawać pod kontrolą i opieką lekarską, co zapewne będzie utrudnione w warunkach więziennych.
Ks. Henryk Okołotowicz urodził się w 1960 r. w Nowej Myszy koło Baranowicz na Białorusi w rodzinie polskiej. Po szkole średniej zdobył zawód pomocnika maszynisty kolejowego. Przez 5 lat starał się o pozwolenie na studia w seminarium duchownym w Rydze, przygotowując się w międzyczasie do kapłaństwa w tajnym seminarium w Niedźwiedzicy na Białorusi. Święceń kapłańskich udzielił mu potajemnie 5 czerwca 1984 r. w Koszedarach na Litwie bp Vincentas Sladkevičius. Jako pierwszy kapłan z terenów Związku Sowieckiego, obronił doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (z prawa kanonicznego, rok 1992). W latach 1996-1997 studiował na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. W latach 90. był proboszczem w Nieświeżu, gdzie popadł w konflikt z władzami optując za pozostawieniem rodowej nekropolii książąt Radziwiłłów, złożonej z 78 trumien, w kryptach kościoła.
Od roku 2000 był proboszczem parafii w Bobrujsku, a od 2005 – parafii św. Józefa w dziesięciotysięcznym Wołożynie, położonym na skraju Puszczy Nalibockiej.
Tego samego roku, w którym uzyskał święcenia kapłańskie (1984 r.), udało mu się wypełnić testament swojej babci Franciszki – modlitwy na grobach pomordowanych oficerów polskich w Katyniu. Tak o tym wspominał w nagraniach historii mówionej na portalu przystanekhistoria.pl Instytutu Pamięci Narodowej:
– Jeszcze w dzieciństwie, kiedy odmawialiśmy w rodzinie pacierz poranny i wieczorny, babunia Franciszka lub mama Teresa dodawały dodatkowe modlitwy za: „polskich męczenników, których Stalin rozstrzelał w Katyniu”. Później, gdy uczyłem się w seminarium, babunia zawsze mi mówiła: „Gdy Pan Bóg da i zostaniesz kapłanem, to obowiązkowo pojedź do naszych męczenników w Katyniu i pomódl się tam wśród nich”.
Swoją pierwszą potajemną wyprawę do Katynia odbył w połowie listopada 1984 r. jako świeżo wyświęcony 24-letni kapłan:
– Około godziny 1.00 w nocy przejechałem znak drogowy „Smolenskaja obłast´”. Na drodze nie ma żadnego samochodu. Jadę dalej w kierunku Smoleńska i nagle po prawej stronie pojawia się jakaś ściana. trzy, pięć, dziesięć kilometrów przejechałem, ściana się ciągnie; samochodowe światła wyświetliły jakąś przerwę w ścianie. Zatrzymałem się, zjechałem z szosy. Gdy podszedłem, zobaczyłem, że tą ścianą jest płot o wysokości ponad 4 m, a ja stoję przed otwartą bramą. Było koło godziny 2.00, ciemno, głęboka noc i tylko szumi las. Pojechałem dalej w kierunku Smoleńska i dojechałem do stacji kolejowej Kozie Góry. Zatrzymałem się i do godziny 6.00 przesiedziałem w samochodzie. Kiedy zaczęło świtać, pojechałem z powrotem do tej bramy w lesie. Od szosy przez tę bramę w głąb lasu szła droga. Zjechałem z szosy i postawiłem samochód na uboczu. Jak się później okazało, bardzo dobrze, że nie pojechałem samochodem w głąb lasu. Po szosie jechał traktor. Zatrzymałem go i zapytałem traktorzysty: „Gdzie jest Katyń i dlaczego las jest ogrodzony takim wysokim płotem?”. Traktorzysta odpowiedział: „Ta ziemia i las należą do miejscowego kołchozu, a w tym lesie ogrodzonym wysokim płotem znajdują się mogiły Polaków”.
Wziąłem walizkę z rzeczami liturgicznymi i poszedłem przez bramę w głąb lasu. Na bramie, na drzewach były poprzybijane znaki i napisy: „Wjazd zabroniony”, „Przechadzki zabronione”, „Zbieranie jagód, grzybów zabronione”, „Fotografowanie zabronione”. Za nieprzestrzeganie tych znaków grozi mandat i kara administracyjna. Gdzieś 200 metrów od bramy, po prawej stronie w krzakach widzę mogiłę i niewielki pomnik z gwiazdą. Pomyślałem sobie: nie może być, żeby to była taka mogiłka i pomnik po Polakach, no i po co tu sowiecka gwiazda? Idę dalej drogą w głąb lasu i po jakichś 250 m z prawej strony widzę wielką polanę otoczoną betonowym pierścieniem, na którym jest napis po polsku i po rosyjsku: „Tu są pochowani Polacy, zamordowani przez hitlerowców w 1941 roku”, a na ziemi, wewnątrz tego pierścienia leży 6 czy 7 masywnych betonowych płyt.
Na jednej z tych płyt urządziłem ołtarz i odprawiłem Mszę św. za wszystkich pomordowanych tu, w katyńskim lesie. Następnie odprawiłem „Nabożeństwo poświęcenia cmentarza (5 stacji) z Dnia Zadusznych”, odmówiłem Brewiarz, wziąłem do worka nieco tej ziemi. Miałem ze sobą kilka obrazków Matki Bożej Częstochowskiej i flagę Polski. Obrazy położyłem na płytach i zamocowałem kamieniami, a flagę Polski umocowałem na betonowym pierścieniu. Obok zatrzymał się samochód, który jechał w głąb lasu, podbiegł do mnie człowiek w wojskowym mundurze z krzykiem: „Kto wy, co wy tu robicie?! Nie wolno wam się tu znajdować, zaraz wezwę oficera dyżurnego i aresztuję was! Zabierzcie te ikony i obcą flagę. To jest terytorium Związku Sowieckiego, na którym nie może być obcych flag. Zamknąłem bramę, wychodźcie stąd”.
Ja mu odpowiedziałem: „Panie… (on mi przerwał, mówiąc: Ja nie pan, ja towarzysz). Dobrze, towarzyszu, kto tu w tym lesie był rozstrzelany i pochowany? Przeczytaj na tym betonowym pierścieniu napis – «Rozstrzelani Polacy». A wiesz, czyją flagę przywiązałem do tego betonowego pierścienia? To jest flaga Polski i ci zamordowani tu w tym katyńskim lesie, gdyby zobaczyli swoją flagę, byliby bardzo szczęśliwi, że żywi rodacy i Ojczyzna o nich pamiętają”.
Rozmawialiśmy w języku rosyjskim. Później on pojechał dalej w głąb lasu, a ja wziąłem walizkę i pożegnawszy się ze spoczywającymi w tym lesie, poszedłem z powrotem do samochodu. Nawiasem mówiąc, gdy wiosną 1985 r. znowu przyjechałem do Lasu Katyńskiego, to obrazy Matki Bożej Częstochowskiej i flaga Polski były tam, gdzie je zamocowałem, choć poniszczone deszczami, śniegiem i wiatrami. Ale teraz byłem mądrzejszy i zamocowałem nową flagę Polski i obrazki zafoliowane. (Tekst opublikowano w nr 4/2022 Biuletynu IPN).
Swoje przeżycia związane z odprawieniem pierwszej Mszy świętej na grobach w Katyniu ks. Okołotowicz miał okazję opowiedzieć Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II podczas audiencji w 1989 r. w Watykanie.
W ciągu swojej prawie 40-letniej posługi na terenie Białorusi ks. Okołotowicz był niejednokrotnie szykanowany przez władze komunistyczne, a ostatnio przez reżim Łukaszenki. Jak wspomina około 30 razy zabierano mu państwowe zezwolenie na pracę duszpasterską, karano mandatami „za urządzanie I Komunii św., za uczestniczenie dzieci w procesji, za dopuszczanie dzieci do ministrantury, za postawienie krzyża (postawiliśmy 25 krzyży w rejonie brasławskim), za odprawienie Mszy św. poza kościołem, na cmentarzach, w domach chorych…” – wylicza kapłan.
Mimo szykan starał się jeździć co roku do Katynia, później za czasów prymasa Glempa pośredniczył w pomocy upamiętnienia ofiar w Katyniu przez polskie władze. Był w Lesie Katyńskim, gdy delegacja z Polski postawiła tam pierwszy krzyż.
W 2007 roku z jego inicjatywy wzniesiono pomnik Jana Pawła II – jeden z pierwszych na Białorusi; wysoki na 2,5 metra monument stanął na centralnym placu przed kościołem w Wołożynie.
W sierpniu 2019 roku także dzięki aktywności proboszcza wołożyńskiego na tutejszym cmentarzu odsłonięto odnowiony pomnik upamiętniający siedmiu żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, którzy zginęli na służbie w latach 1928-36. Pomnik wyremontowano dzięki staraniom miejscowej społeczności polskiej i wsparciu Ambasady RP na Białorusi.
Ks. Henryk Okołotowicz ma młodszego brata, który również jest kapłanem; posługuje jako proboszcz na białoruskim Polesiu – w Łunińcu.
Na Boże Narodzenie 2001 roku ks. Henryk Okołotowicz złożył życzenia: „Niech narodzony Syn Boży wniesie pokój, ciszę, zrozumienie i jedność do serca każdego człowieka. Abyśmy wyrzucili z naszego ziemskiego życia gniew, nienawiść, przemoc i inne straszne grzechy. Niech Matka Boża ma w opiece naszą Białoruś”.