Prezydent Francji Francois Hollande oświadczył, że Zachód powinien zwiększyć wsparcie dla sił zwalczających ekstremistów z Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku, ale wykluczył wejście w tym celu w sojusz z syryjskim prezydentem Baszarem el-Asadem.
– Potrzebny jest rozległy sojusz, ale jedno musi być jasne - Asad nie jest partnerem w walce z terroryzmem – powiedział Hollande w przemówieniu na dorocznej konferencji francuskich ambasadorów w Paryżu.
Nazywając Asada sprzymierzeńcem dżihadystów zaznaczył, że "nie można wybierać między dwoma barbarzyństwami". Jak podkreślił, "by zwalczać Państwo Islamskie, wspólnota międzynarodowa musi także uzbroić zwalczające je siły opozycyjne".
Rozpoczęta wiosną 2011 roku zbrojna rebelia przeciwko dyktatorskim rządom Asada spowodowała dotąd ponad 190 tys. ofiar śmiertelnych. Jednak wysunięcie się islamistów na czoło tej walki i ich zdobycze terytorialne w sąsiednim Iraku postawiły Zachód przed politycznym dylematem.
W ubiegłym tygodniu Francja poinformowała o dostarczeniu broni "umiarkowanej" syryjskiej opozycji, ale według dyplomatów między Paryżem a Waszyngtonem istnieją różnice zdań co do tego, czy wsparcie takie należy zwiększać.
Hollande potwierdził swe plany zwołania międzynarodowej konferencji w sprawie skoordynowania działań przeciwko Państwu Islamskiemu. Zadeklarował również zwiększenie francuskiego wsparcia dla Iraku, gdzie dżihadyści wyparli wojska rządowe z północno-zachodniej części kraju i starają się wedrzeć do irackiego Kurdystanu.
– Pierwszym warunkiem zwalczania Państwa Islamskiego jest zjednoczenie się Irakijczyków – wskazał francuski prezydent. Według niego przed końcem sierpnia w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zostaną przeprowadzone rozmowy na temat tego, w jaki sposób państwa na całym świecie mogłyby zapobiegać przyłączaniu się "młodych fanatyków" do Państwa Islamskiego.
Występując przed ambasadorami Hollande powiedział, iż gdyby potwierdziło się, że rosyjskie wojsko rzeczywiście znajduje się na terytorium Ukrainy, to byłoby to "nie do zniesienia i nie do przyjęcia".