- Francuscy żołnierze rozpoczęli w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, Bangi, rozbrajanie walczących ze sobą muzułmanów i chrześcijan - poinformował minister spraw zagranicznych Francji Laurent Fabius.
Francuscy żołnierze zasilili punkty kontrolne w Bangi i rozpoczęli rozbrajanie napastników; w pobliżu lotniska grupa bojowników odmówiła oddania broni i wybuchła strzelanina.
Paryż ostrzegał już wcześniej, że żołnierze użyją siły wobec osób, które nie będą chciały oddać broni. Nie ma informacji o ofiarach, a według rzecznika dowództwa francuskiej armii pułkownika Gillesa Jarona nie był to poważny incydent. - Na razie operacja przebiega dobrze (...) wielu uzbrojonych ludzi (...) wróciło do koszar - dodał Jaron. - To trudne zadanie, ale nasi żołnierze są dobrze przygotowani - powiedział Fabius w wywiadzie dla radia France Inter.
Nad Bangi latają francuskie samoloty i śmigłowce bojowe, a sytuacja w stolicy wydaje się być pod kontrolą. Jednak w innych regionach kraju nadal dochodzi do konfliktów i mordów - poinformowała szefowa oddziału Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) w Bangi, Amy Martin.
Prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego Fatou Bensouda wezwała w poniedziałek strony konfliktu w Republice Środkowoafrykańskiej do natychmiastowego przerwania walk i zaprzestania ataków na cywilów. W przeciwnym razie - jak poinformowała w oficjalnym komunikacie - przeciw sprawcom przemocy wszczęte zostanie postępowania karne.
„Pogarszająca się sytuacja (w Republice Środkowoafrykańskiej) doprowadziła w ciągu kilku ostatnich dni do eskalacji przemocy, zabójstw, napaści seksualnych oraz do rekrutowania dzieci-żołnierzy i innych poważnych zbrodni, do których dochodzi w całym kraju" - głosi komunikat Bensoudy.
Również w poniedziałek anonimowy przedstawiciel Pentagonu poinformował agencję Reutera, że resort obrony USA otrzymał prośbę o wsparcie w Republice Środkowoafrykańskiej kontyngentów Francji i Unii Afrykańskiej.
Rozmówca Reutera dodał, że Waszyngton prawdopodobnie udzieli pomocy francuskim i afrykańskim żołnierzom, a wsparcie wojskowe będzie zapewne takie samo, jak podczas francuskiej operacji w Mali, co oznacza między innymi udostępnienie transportu powietrznego i danych amerykańskiego wywiadu.
Od czwartku w Republice zginęło co najmniej 459 osób. Według Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i organizacji pomocowych bilans ofiar najprawdopodobniej znacznie wzrośnie, ponieważ nie uwzględnia on zabitych, którzy zostali pośpiesznie pochowani, a w czasie nasilenia walk rodziny nie mogły zgłosić ich śmierci żadnym oficjalnym instancjom.
W sobotę Francja zwiększyła swój kontyngent wojskowy w Republice Środkowoafrykańskiej do 1600 żołnierzy z powodu obaw przed nowymi atakami byłych rebeliantów islamskich na ludność stolicy, złożoną głównie z chrześcijan.
Również Unia Afrykańska zapowiedziała w sobotę zwiększenie - do 6 tys. żołnierzy - swego kontyngentu wojskowego w Republice Środkowoafrykańskiej; wynosi on obecnie 3,5 tys. ludzi.
Republika Środkowoafrykańska, jeden z najbiedniejszych krajów świata, od dziesięcioleci nękana jest zamachami stanu i buntami. Sprawcami nowej fali morderstw i grabieży w Bangi są byli rebelianci z ugrupowania Seleka, wywodzący się z muzułmańskiej północy kraju. W marcu tego roku muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta Francois Bozize, a jego miejsce zajął przywódca Seleki, Michel Djotodia.
Prezydent Hollande obiecał w sobotę na szczycie w sprawie bezpieczeństwa w Afryce, że interwencja wojskowa Francji będzie "szybka i skuteczna". Francja alarmowała od miesięcy, że w jej dawnej kolonii może dojść do ludobójstwa. Na lotnisku w Bangi stacjonowało od dawna 650 francuskich żołnierzy.