Sąd w Sarajewie zagroził dziennikarzom kilkunastu redakcji wysokimi karami, a nawet więzieniem, jeśli nie wydadzą mu "materiału dowodowego", czyli zdjęć z przebiegu protestów antyrządowych, które ogarnęły Bośnię i Hercegowinę w dniach od 7 do 11 lutego.
W celu osądzenia "aktów wandalizmu, do których doszło w toku demonstracji antyrządowych", sąd domaga się od redakcji dzienników i internetowych portali informacyjnych oraz rozgłośni radiowych także wydania mu posiadanych przez nie nagrań rozmów i wywiadów z uczestnikami demonstracji.
- Uważamy, że jest to niedopuszczalna forma nacisku na media i próba ich zastraszenia - oceniła postępowanie sądu Borka Rudić, sekretarz generalna Stowarzyszenia Dziennikarzy Bośni i Hercegowiny.
Żądaniu wysuniętemu przez sąd miejski w Sarajewie towarzyszy ostrzeżenie, że redakcjom i dziennikarzom, którzy go nie spełnią, grożą kary pieniężne do 25 000 euro, a także kary pozbawienia wolności.
Prokuratura w stolicy Bośni i Hercegowiny prowadzi dochodzenia w sprawie spontanicznych demonstracji ludności przeciwko rządzącym politykom, których protestujący obarczają odpowiedzialnością za złą sytuację gospodarczą i społeczną: 40-procentowe bezrobocie, korupcję i nędzę, w jakiej żyje znaczna część spośród ok. 3,9 mln mieszkańców Bośni i Hercegowiny.
Według opublikowanych w czwartek w Sarajewie wyników sondażu opinii publicznej 88 proc. mieszkańców Bośni i Hercegowiny poparło demonstracje przeciwko opłakanym skutkom gospodarczym i społecznym polityki rządu.
Połowa z tych, którzy popierają protesty, potępia jednak w cytowanej ankiecie akty przemocy ze strony demonstrantów, którzy dewastowali budynki rządowe i administracyjne w Sarajewie i Tuzli.