Scott Daehlin, który znalazł się na miejscu katastrofy helikoptera należącego do Kobego Braynta, opisał w rozmowie z "New York Post" moment zdarzenia.
W niedzielę wieczorem władze miasta Calabasas oficjalnie przekazały, że legenda NBA i jeden z najlepszych koszykarzy w historii Kobe Bryant zginął w wypadku śmigłowca. Na pokładzie było dziewięć osób, w tym 13-letnia córka zawodnika. Nikt nie przeżył katastrofy.
Scott Deahlin, który słyszał moment katastrofy helikoptera Bryanta, opisał wszystko w rozmowie z "New York Post". - Usłyszałem uderzenie. Nie było bardzo głośne. To tak, jakby potłukła się szklanka. Po chwili ucichły wirniki - powiedział. - Wszystko ucichło, bardzo, bardzo szybko. Mam nadzieję, że nikt nie cierpiał, bo wszystko wydarzyło się błyskawicznie - dodał.
Deahlin w ciągu 45 sekund od uderzenia powiadomił służby, które znalazły się na miejscu katastrofy już kilka minut później. Jego zdaniem, pilot nie wiedział gdzie się znajdował i dlatego doszło do wypadku. - Sądzę, że był zdezorientowany. Nie słyszałem żadnych dziwnych dźwięków - podkreślił świadek zdarzenia.