W drugiej części programu "Wolne głosy" redaktor Marcin Bąk rozmawiał z publicystą Markiem Królem o obecnej sytuacji na Białorusi i o tym, czy rzeczywiście zbliża się koniec Łukaszenki.
– Przesadził chyba Łukaszenko z tymi 80 proc. Jak podaje pani Swietłana Cichanouska, w niektórych okręgach, była znaczna przewaga głosów na nią w porównaniu do poparcia dla Łukaszenki. Myślę, że mogło być tak, że kandydatura nie Łukaszenki, ale nieznanej kandydatki, była wyrazem buntu, przekory wobec przywódcy rządzącego Białorusią od 26 lat - stwierdził publiicysta.
– Informacyjnie Białoruś opanowana jest przez media kontrolowane przez Rosję, dla których Łukaszenko to naturalny kandydat. Jest on dla Rosji nieraz niesfornym, ale jednak sojusznikiem, który w miarę sprawnie zarządza protektoratem Rosji, bo tak można w tej chwili określić Białoruś, kompletnie uzależnioną gospodarczo, a w dużej mierze również i politycznie od Moskwy - ocenił redaktor Kró.
– Dramatyczna sytuacja, przyznam, że nie spodziewałem się takiego wybuchu buntu w spokojnej skądinąd Białorusi, która ma bardzo rozbitą opozycję. W tej chwili nie potrafimy na przykład wskazać przywódcy tych walk ulicznych w Mińsku i większych miastach Białorusi. To grupa dość niezorganizowana, trudno wskazać np. potencjalnego następce Łukaszenki, jeśli wybory zostałyby uznane za nieważne - wskazał.
– A unieważnienie tych wyborów będzie bardzo trudne, bo jak widać pierwszy list gratulacyjny od Putina pokazuje, że Moskwa dalej będzie batiuszkę wspierać, bo Łukaszenko, osłabiony po tych wyborach, jest bardzo wygodnym dla Rosji prezydentem - podkreślił publicysta.
-Czy można to potraktować jako swoistą grę Kremla – na osłabienie, ale nie zniszczenie Łukaszenki? - zapytał prowadzący.
– Do końca nie jestem przekonany. Mam wrażenie, że ludzie mają po prostu dość Łukaszenki, który wprowadził Białoruś właściwie w stan takiej totalnej apatii. Młodzi obywatele Białorusi nie widzą szans rozwoju swojej ojczyzny i właściwie cały kraj pracuje na dwór Łukaszenki, nic poza tym - ocenił Marek Król.
– Nie wykluczałbym jednak takich KGB-owskich gier, które już w przeszłości stosowano. Konflikty między Moskwą a Mińskiem mają podłoże ekonomiczno-biznesowe. Łukaszenka nie chce płacić podwyższonych cen za ropę, korzysta z bardzo niskich cen za gaz. Te procedury są bardzo złożone. Jednak powtórzę raz jeszcze, że młodzi Białorusini mają już dość tego systemu, w którym nie widzą już dla siebie przyszłości - stwierdził rozmówca Telewizji Republika.
– Niestety, wydarzenia na Białorusi nie mają potencjału porównywalnego z kijowskim majdanem i sądzę, że Łukaszenka prędzej czy później wszystkie te bunty zgasi. Majdan był takim silnym głosem obudzonej narodowości ukraińskiej, poczucia wspólnoty narodowej. Białorusini natomiast, na co zwracają uwagę różni analitycy, wszystkie ich struktury opozycyjne są tak naprawdę prorosyjskie. Oni zgadzają się na to, że będą osobnym państwem, ale jednak pod protektoratem Rosji. Tam nie ma takich ruchów antyrosyjskich, które chcą wyzwolić się spod tego wielkiego „niedźwiedzia”, który ich tłamsi, ogranicza ich rozwój - wskazał.
– Sam Łukaszenko powiedział kiedyś, że gdyby zrobić badania, to ogromna większość, 99,9 proc. Białorusinów chce żyć w swoim państwie i nie chcą być włączeni do Rosji. Myślę jednak, że strategia Putina jest taka, żeby skonsumować Białoruś, to jest takie odcinanie po kawałku resztek jej niezależności - ocenił publicysta.