Właścicielowi ciężarówki wykorzystanej do zamachu w Berlinie grozi bankructwo
Właściciel firmy transportowej, którego ciężarówkę wykorzystano do przeprowadzenia zamachu w Berlinie i zabicia 12 osób, wpadł w poważne problemy finansowe. Blisko 2 miesiące po zamachu zwrócono mu naczepę, aby na chwilę dostarczył towar. Okazało się jednak, że towar jest poważnie zardzewiały, przez co mężczyźnie grożą wysokie kary finansowe - informuje Polsat News.
Zamach w Berlinie miał miejsce 19 grudnia zeszłego roku. Zarówno naczepa, jak i ciężarówka stanowią dowody w śledztwie i znajdują się na berlińskim parkingu policyjnym. Prokuratura dopiero w ten poniedziałek wyraziła zgodę na to, by właściciel firmy dostarczył odbiorcy zamówiony towar.
Ciężka sytuacja finansowa
– Moja sytuacja jest niepewna finansowo - powiedział Żurawski, gdy okazało się, że 25 ton metalowych elementów, które miał na naczepie, zardzewiało.
– Nawet nie znam wartości towaru. Nikt mi tego nie chce podać, bo to tajemnica handlowa. W dokumentach przewozowych też nie wpisano wartości - wyjaśnił w rozmowie z polsatnews.pl właściciel firmy przewozowej.
Niemiecka prokuratura początkowo w ogóle nie chciała wydać naczepy.
– Chcieli, żeby przeładował towar na drugą naczepę. Ustąpili dopiero, gdy im uzmysłowiłem, że wynajęcie dźwigu do tej operacji kosztowałoby mnie ponad 20 tys. zł - wyjaśnia w rozmowie z Polsat News mężczyzna.
Problem ze zwrotem samochodu
Ariel Żurawski informuje też, że wciąż nie otrzymał z powrotem swojego samochodu ciężarowego, do spłaty którego pozostało mu jeszcze 27 rat po ok. 10 tys. zł.
– Miałem zamiar kupić kolejne auto ciężarowe, ale na szczęście nie wpłaciłem zadatku. Bo nie wiem, jak to się wszystko skończy, czy nie będę musiał zwinąć biznesu. Wstrzymałem wszystkie inwestycje - powiedział mężczyzna.
– Sprawa przycichła. Nikt się już więc nie interesuje - dodaje Żurawski.