Opisana przez "Gazetę Wyborczą" wymiana uwag na temat szkolenia kandydatów na oficerów WOT nie była odprawą służbową, lecz luźną rozmową, która odbyła się, zanim koncepcja szkolenia weszła w życie – oświadczyła w czwartek Wojskowa Akademia Techniczna.
"Gazeta Wyborcza" i portal wyborcza.pl napisały w czwartek o piśmie oficera, wykładowcy WAT (prowadzi się tam szkolenia oficerskie dla ochotników WOT), który alarmował władze uczelni i państwa, iż szkolenia są prowadzone bez koncepcji, mają charakter "pozorowany i fikcyjny" i "mogą zagrażać bezpieczeństwu państwa".
Jak podała "GW", zaniepokojony oficer, nagrał zapis rozmowy między szefem Studium Szkolenia Wojskowego Wojskowej Akademii Technicznej ppłk. Mariuszem Szmidtem a wykładowcą tej uczelni ppłk. Michałem Gazdą i wysłał nagranie do prezydenta, premiera, ówczesnego ministra obrony Antoniego Macierewicza, koordynatora służb specjalnych oraz do sejmowej komisji obrony.
MON zapewniło w czwartek na Twitterze, że "nie ma żadnych fikcyjnych szkoleń". "Funkcjonuje zarówno koncepcja przygotowania oficerów TSW ( przyp. red. - terytorialnej służby wojskowej), jak i decyzja ws. procesu ich szkoleń. Szkolenia ruszyły w listopadzie 2017, a rozmowę nagrano jak sugeruje GW 2 czerwca 2017” – napisał resort.
Wojskowa Akademia Techniczna oświadczyła, że "opisana sytuacja nie miała charakteru odprawy służbowej, co sugeruje "GW", lecz była wymianą poglądów w luźnej rozmowie, dotyczącej przyszłościowych zadań do realizacji".
"Jak sugeruje "GW", spotkanie odbyło się 2 czerwca 2017 roku, a 17 czerwca 2017 r. ppłk Sońta skierował swoje uwagi do Ministra Obrony Narodowej" – głosi oświadczenie przysłane rzeczniczki WAT Ewę Jankiewicz.
Uczelnia zwróciła uwagę, że koncepcja przygotowania oficerów przeznaczonych do terytorialnej służby wojskowej (TSW) została zatwierdzona 26 czerwca 2017 r., decyzja ministra obrony w sprawie organizacji procesu szkolenia wojskowego kandydatów na oficerów Obrony Terytorialnej weszła w życie 15 września 2017, a szkolenia na WAT rozpoczęły się 21 listopada 2017 r.
"Wszelkie rozmowy, opinie i komentarze wygłaszana przed ukazaniem się ww. dokumentów należy traktować jako niewiążące, własne opinie nieposiadające żadnego uzasadnienia i odniesienia do obowiązujących dokumentów" – napisano w oświadczeniu.
WAT oświadczyła też, że opisany jako autor alarmującego pisma do władz ppłk Cezariusz Sońta "jest oficerem zupełnie nieuprawnionym do wydawania jakichkolwiek opinii na temat szkolenia wojskowego".
"Jest doktorem nauk prawnych. Jego kariera wojskowa rozpoczęła się w 2004 roku, kiedy to bez żadnego przygotowania wojskowego otrzymał pierwszy stopień oficerski i w cztery lata awansował do stopnia podpułkownika. Dodać należy, że ppłk Sońta od dnia 27.09.2017r. nieprzerwanie przebywa na zwolnieniu lekarskim i nadal pozostaje w zawodowej służbie wojskowej". WAT zaprzeczyła, by Sońta po tym, jak zaalarmował rektora WAT, został zmuszony do odejścia z Akademii, a 31 stycznia br. zwolniony ze służby.
Po publikacji posłowie PO zażądali, by sprawą szkoleń zajęła się sejmowa komisja obrony. Jedna z posłanek zarzuciła przewodniczącemu komisji obrony Michałowi Jachowi z Prawa i Sprawiedliwości, że ukrył przed posłami alarmujące pismo.
Klub UED-PSL zaapelował do prezydenta Andrzeja Dudy by jako zwierzchnik sił zbrojnych zbadał, "czy rzeczywiście te Wojska Obrony Terytorialnej stanowią zagrożenie w tej chwili dla bezpieczeństwa państwa polskiego". Posłowie chcieli też, by stanowisko zajął szef MON Mariusz Błaszczak.