Koalicja, o której marzył i zdaje się, że wciąż marzy Donald Tusk, choć jeszcze formalnie nie istnieje, zaczyna rozłazić się na wszystkie strony. Lider PO, o czym świadczy jego wczorajsza reakcja na słowa prezydenta Andrzeja Dudy, wyraźnie zaczyna to dostrzegać. Dostrzegać i czuć coraz większy niepokój...
Wczoraj wieczorem głowa państwa polskiego wygłosiła orędzie. Zgodnie z decyzją prezydenta, na marszałka Sejmu, który poprowadzi pierwsze obrady nowego Sejmu (13 listopada), wyznaczony został Marek Sawicki (PSL). Jak uzasadnił prezydent, Sawicki ma najdłuższy staż parlamentarny i dał się poznać jako człowiek dialogu. Polityk ucieszył się z powierzenia mu tej funkcji, o czym poinformował w mediach społecznościowych.
"Przyznam, że zaskoczyła mnie propozycja Pana Prezydenta Andrzeja Dudy. Jest mi niezmiernie miło i dziękuję za zaufanie. Z satysfakcją przyjmuję powierzoną mi funkcję. Będę działał zgodnie z Konstytucją i regulaminem Sejmu Rzeczpospolitej Polski", napisał Sawicki na Facebooku.
Prezydent, oprócz tej decyzji, ogłosił Polakom, że misję sformowania rządu powierza premierowi Mateuszowi Morawieckiemu.
"Po spokojnej analizie i przeprowadzonych konsultacjach postanowiłem powierzyć misję sformowania rządu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu", poinformował prezydent. "Tym samym zdecydowałem o kontynuowaniu dobrej tradycji parlamentarnej, zgodnie z którą to zwycięskie ugrupowanie jako pierwsze otrzymuje szansę utworzenia rządu", uzasadnił Andrzej Duda.
Tuskowa panika...
Fakt, kwestia tego, komu zostanie powierzona misja formowania rządu pozostawała do wczorajszego wieczora wielką niewiadomą, ale w tyle głów Tuska i jego świty - z pewnością - przewijała się myśl, że będzie to właśnie on. No cóż, nie tym razem, panie Tusk.
Reakcja lidera PO na słowa prezydenta wywołała jednak dość skrajne emocje.
Donald Tusk podczas spotkania na wrocławskim Jagodnie, gdzie 15 października wyborcy do późnej nocy czekali na możliwość oddania głosu, chwilę po 20 poinformował, że wraca do Warszawy, aby spotkać się z partnerami z ugrupowań koalicyjnych. Trzeba przyznać - to komiczne, bo wygląda na to, że faktycznie zaczął się bać o swoje "być lub nie być".
Co okaże się 13 listopada - nie wiemy, pozostaje czekać. Niemniej jednak widać wyraźnie, że PiS nie zamierza próżnować, a wręcz przeciwnie - toczyć zacięte rozmowy z potencjalnymi koalicjantami - głównie politykami z PSL. Taki stan rzeczy wyraźnie sprawia, że Donald Tusk nie jest już tak pewny siebie. A w Brukseli, za obalenie rządu PiS (jak mówi się w politycznych kuluarach), czeka na niego przecież stanowisko szefa Komisji Europejskiej... Co teraz...?
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Kurski: jednego dnia Sutryk popiera Trzaskowskiego, drugiego przychodzi po niego CBA. To sprawka Tuska.