Poseł Tomasz Trela (Nowa Lewica) podważył wiarygodność dokumentów prezentowanych w „Resecie”. „Czy te materiały, czy te notatki, czyli te materiały źródłowe są prawdziwe. Ja tego nie wiem, ja to kwestionuję” – powiedział poseł w Radiu Zet, dodając zaraz, że „autorzy filmu mogli spreparować dokumenty”.
Kuriozalny zarzut będzie miał teraz okazję Trela "udowodnić" przed sądem, gdyż TVP już zapowiedziała, ze wytoczy mu sprawę jeśli wcześniej nie odwoła bezpodstawnych zarzutów i za nie nie przeprosi. Trela przepraszać jednak nie ma zamiaru. Nie ma też chyba raczej zamiaru skorzystać z propozycji prof. Sławomira Cenckiewicza, jednego z współautorów serialu, i przekonać się w archiwum MSZ o prawdziwości dokumentów. Czy skorzysta z rady drugiego współautora "Resetu" red. Michała Rachonia, by złożył zawiadomienie "o fałszowaniu dokumentów" w prokuraturze? Dość żartów.
To nie pierwszy wyskok parlamentarzysty. Przed pewnym czasem Trela usiłował się wytłumaczyć, dlaczego głosował przeciwko zaporze na granicy z Białorusią. Trela do dzisiaj utrzymuje, że choć "coś tam powstało" to jest to "zwykła siatka". Może warto by było, by Trela pofatygował się na tę tak niegdyś ulubioną przez jego towarzyszki i towarzyszy granicę i zobaczył, jak wygląda zapora, pogardliwie określana przez niego mianem "siatki".
Jest to, towarzyszu Trela, 5,5-metrowy płot ze stalowych przęseł zwieńczony drutem żyletkowym. To prawie 50 tysięcy ton stali na odcinku 186 kilometrów. Obok tej zapory działa także zapora elektroniczna, najnowocześniejsze tego typu rozwiązanie na świecie. System kamer i czujników ruchu monitoruje 206 kilometrów granicy polsko-białoruskiej. Wyposażony on jest m. in. w 3000 kamer dzienno-nocnych i termowizyjnych.