Terlikowski: Ksiądz Międlar przeciwko Bogu
Przykro to powiedzieć, ale ksiądz Jacek Międlar CM walczy obecnie już nie z „Gazetą Wyborczą” i polityczną poprawnością, ale z Bogiem. A sprawa narodowa i przyjaźnie są dla niego ważniejsze, niż wola Boża i kapłaństwo.
Wywiad w „Rzeczpospolitej” to bardzo smutna lektura. Nie, nie dlatego, że ksiądz Jacek posługuje się ostrym językiem (choć warto zadać sobie pytanie, czy akurat w ustach kapłana jest on najlepszy), i nie dlatego że mówi rzeczy politycznie niepoprawne (bo to mi akurat nie przeszkadza) czy nazywa zło aborcji po imieniu. Powód jest zupełnie inny. Otóż wypowiedzi księdza Międlara znakomicie pokazują, że nie rozumie on tego, czym jest kapłaństwo i życie zakonne, a do tego część z jego wypowiedzi pokazuje, że nie chce on wypełniać woli Bożej.
To mocna ocena, ale trudno o inną, gdy zakonnik tłumaczy, że nie mieszka w klasztorze, i że zamierza do niego wrócić, gdy przełożeni nie będą od niego wymagać posłuszeństwa. A dokładnie to mówi ksiądz Jacek. „Nie jestem w klasztorze. To plotka. Zasugerowałem księdzu prowincjałowi, że jestem gotowy w każdej chwili wrócić do domu zgromadzenia, jeżeli zdejmie ze mnie choć część zakazu, zwłaszcza związanych ze spotkaniami duszpasterskimi, z pielgrzymkami, z kazaniami, ze zwykłą duszpasterską działalnością oraz w przyszłości ściągnie ze mnie zakazy związane z wypowiedziami medialnymi” - oznajmił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Co wynika z tych słów? Że zakonnik przebywa poza domem zakonnym i nie zamierza do niego wracać, dopóki przełożeni nie podporządkują się jego woli. To bardzo niebezpieczna sytuacja i dowodząca, że zakonnik nie rozumie, czym jest posłuszeństwo przełożonym.
A akurat w tej kwestii zasady Kościoła są oczywiste. Wola przełożonych (nawet, gdy się oni mylą, albo gdy ulegają propagandzie) jest dla zakonnika wolą Boga. Jeśli sprzeciwia się on woli przełożonych, nawet z najszlachetniejszych pobudek, to w istocie sprzeciwia się woli Boga i zmierza na manowce. Jego intencje, powody, dla których łamie zakazy i nakazy, nie mają najmniejszego znaczenia. Szatan posługuje się nimi, by zawrócić go z drogi Bożej. I niestety to właśnie dzieje się obecnie w przypadku księdza Jacka. Takie są proste zasady życia zakonnego, które głoszone są od lat w Kościele.
Niezwykle mocno i jasno wyłożył je św. Maksymilian. „… posłuszeństwo jest więc niejako tajemnicą wiary. Bo jak w Hostii Przenajświętszej chociaż widzę tylko zwyczajny opłatek, jednakowoż silnie wierzę, że pod osłoną jego jest prawdziwy Bóg z duszą i ciałem, tak samo i w posłuszeństwie świętym, choć widzę w przełożonych tylko osobę ludzką, lecz również wierzę, że w osobie ich rozkazuje i działa Chrystus” - mówił do braci św. Maksymilian M. Kolbe. I nie miało dla niego przy tym najmniejszego znaczenia, czy – biorąc rzecz po ludzku – przełożony ma rację czy się myli. „Nawet w tych przypadkach, gdyby przełożony się mylił w wydaniu rozkazu lub też rozkazywał coś z własnego kaprysu czy nawet złośliwości, to i wówczas rozkaz jego, o ile nie nakazuje czegoś na pewno grzesznego, jest rzeczywistą Wolą Bożą” - mówił braciom o. Kolbe.
Smutne jest także to, że ksiądz Jacek najwyraźniej nie dostrzega, że idzie drogą Marcina Lutra, którzy – głęboko wierząc, że idą drogą wiary, wyszli z Kościoła i wyprowadzili z niego wiernych. „Wierzę, że za mną jest Ewangelia i Jezus Chrystus. I to jest chyba dla mnie najistotniejsze. Jeżeli mam za sobą zbawiciela świata, mam jego błogosławieństwo, i głoszę to co on głosił, w żadnym punkcie się nie rozmijam ze świętą Ewangelią, z tym co głoszę, to wydaje mi się, że wszystko jest na swoim miejscu. Oczywiście, ja mogę wejść w tą liberalną, politycznie poprawną narrację Kościoła, tylko czy ja wtedy tak naprawdę będę księdzem? A nawet gdyby mi zabrano sutannę, brewiarz, pieniądze, stary samochód, koloratkę, to lepiej głosić prawdę w cywilnym ubraniu niż półprawdy w sutannie” - oznajmił. I zachowując różnicę poziomu, stylu i poglądów, dokładnie to samo mówił Luter czy inni Reformatorzy. Oni nie mogą inaczej, wierzą, że mają rację, że to oni głoszą poglądy Kościoła, furda więc posłuszeństwo czy wierność zasadom. I niestety za każdym razem źle się to kończyło.
Oby tym razem było inaczej; oby ksiądz Jacek odzyskał wolę posłuszeństwa, powrócił do klasztoru i zaczął życie zakonnego, jakie Pan Bóg przykazał. Z każdego punktu widzenia będzie to lepsze dla niego i dla powierzonych mu wiernych, niż nieposłuszeństwo. Owoce posłuszeństwa, pokornego przyjęcia woli Bożej są zawsze o wiele lepsze, niż publiczne nieposłuszeństwo, usprawiedliwiane w nawet szlachetny sposób. To zawsze jest droga, która cieszy diabła. On już zaciera ręce. Jedynym lekarstwem zaś na całą tą sytuację jest… modlitwa za księdza Jacka. Aby odzyskał on zaufanie do Boga, wiarę w Opatrzność i wolę walki o własne kapłaństwo. Na razie bowiem jest on na prostej drogi do suspensy. I to, niezależnie od jego poglądów, suspensy słusznej.
Tomasz P. Terlikowski