Na portalu deutschland.de w eksponowanym miejscu ukazał się wywiad z izraelskim dziennikarzem z Berlina, Igalem Avidanem, zatytułowany „Arabski Schindler”. Avidan jest bowiem autorem książki o egipskim lekarzu Mody Helmym, jedynym muzułmaninie odznaczonym jako Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W czasie drugiej wojny światowej Helmy ukrył u swoich znajomych oraz w swojej prywatnej przychodni w Berlinie kilku Żydów.
I oczywiście Helmyemu należy się duży szacunek za ten czyn, szczególnie biorąc pod uwagę napięte stosunki muzułmańsko-żydowskie. Dlatego też gdy zapytano autora biografii Helmyego czy dla muzułmańskiego lekarza ukrywanie Żyda nie było zbyt ryzykowne, Avidan przyznaje, że Gestapo przypuszczalnie nie potrafiło sobie wyobrazić, że muzułmanin mógłby ratować Żydów i w związku z tym nie decydowała się na wielkie kontrole. Avidan podkreśla jednak, że Mod Helmy był podejrzewany o jakąś nielegalną działalność oraz bywał przesłuchiwany, ale dzięki swojemu sprytowi wybrnął cało z opresji.
Artykuł jest krótki, ale czas, w którym się ukazuje nie jest przypadkowy. Tekstowi przyświeca bowiem jeden cel, jakim jest wyeksponowanie znaczenia przytoczonej historii dla bieżących wydarzeń w Niemczech.
Potwierdza to puenta, która zawiera trzy punkty.
Pierwszy to stwierdzenie, że postawa Egipcjanina jest kontrprzykładem w odniesieniu do postawy tzw. jerozolimskich Mufi, którzy często są wymieniani jako poplecznicy nazistów. Co więcej, często to oni są przedstawiani jako prawdziwi architekci holocaustu. Obecny premier Izraela Benjamin Netanjahu, który rzekomo tak twardo walczy o "prawdę historyczną", poważnie uważa, że Adolf Hitler wcale nie chciał wymordować Żydów, ale ostatecznie dał się namówić wielkiemu muftiemu Jerozolimy.
Drugi punkt puenty wywiadu na deutschland.de to postawienie osoby Helmy w świetle współczesnego dialogu między Żydami i muzułmanami w Niemczech.
Wreszcie trzecia sprawa, to że Mod Helmy, według dziennikarza, powinien stanowić wzór do naśladowania dla młodych muzułmanów mieszkających w Niemczech.
Z punktem drugim i trzecim można się zgodzić i artykuł nie zasługuje na uwagę po to, aby kwestionować szlachetność Helmyego czy doszukiwać się w tej historii jakiejś sensacji.