Wywiad z Władimirem Bukowskim, rosyjskim pisarzem, krytykiem polityki Kremla, dysydentem i obrońcą praw człowieka w ZSRS. Rozmawia Gabriel Kayzer.
Gabriel Kayzer: Nazywany głównym ideologiem Kremla, rosyjski geopolityk i historyk religii, Aleksander Dugin stwierdził jakiś czas temu, że zadaniem Rosji jest: „zjednoczyć się z Niemcami i stworzyć potężny blok kontynentalny”. Aleksander Dugin twierdzi również, że Rosja i Niemcy powinny zawrzeć nowy pakt Ribbentrop-Mołotow. Czy jego wizje mają szansę się zmaterializować?
Władimir Bukowski: Nie, oczywiście, że nie. (Śmiech) Twierdzenia Dugina nie są niczym nowym. To jest marzenie, które trwa od czasów Lenina. Już komuniści wierzyli, że Niemcy są państwem kluczowym dla przeprowadzenia światowej socjalistycznej rewolucji. Stąd też Niemcy zawsze były przez nich traktowane jako państwo docelowe. Kreml ma taki sen, że będzie kiedyś kontrolował Niemcy. To jest jednak dzisiaj niemożliwe.
Dugin uważa również, że: „Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana istnieniem niepodległego państwa polskiego w żadnej formie”. Czy rosyjska elita polityczna z Władimirem Putinem na czele ma podobną wizję co do przyszłości Polski?
Polacy zawsze stali Rosji na przeszkodzie. Dlatego również i dzisiaj uważa się, że musicie zostać pokonani. Ludzie Kremla wciąż mają bowiem tą samą wizję, co kiedyś. Taka jest logika tej geopolitycznej gry. Oczywiście, obecnie nie nazywają już siebie komunistami, ale to nie ważne, gdyż ich mentalność nie uległa zmianie.
Władze Petersburga postanowiły niedawno oddać Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej sobór św. Izaaka – największą świątynię prawosławną w tym mieście i drugą co do wielkości świątynię w Rosji. Wiele osób odebrało to wydarzenie, jako symbol powrotu Rosji do swoich chrześcijańskich korzeni. Co Pan o tym sądzi?
Putin i jego ludzie używają obecnie Cerkwi jako narzędzia do osiągania własnych celów. Początek instrumentalizacji Cerkwi rozpoczął się jednak nie za czasów Putina, ale podczas II wojny światowej. W 1943 roku Stalin nakazał odtworzyć Patriarchat oraz otworzyć cerkwie, w których znów zaczęto odprawiać nabożeństwa. Zdecydował się na ten krok, gdyż nie chciał utracić swoich wpływów w społeczeństwie. Wiedział, że w ten sposób zjedna sobie Rosjan i pomoże mu to w propagandzie wojennej. Niemcy na okupowanych przez siebie terenach otwierali bowiem zamknięte wcześniej przez komunistów cerkwie, co podobało się tamtejszej ludności. Także to wszystko było ze strony Stalina jedynie polityczną grą. Stalin odtworzył zresztą Cerkiew nie na podobieństwo Boga, ale na swoje własne podobieństwo. Od tamtej pory Cerkiew przestała być autonomiczna i suwerenna, ale stała się integralną częścią aparatu państwowego. Departament odpowiedzialny za współpracę z Cerkwią był instytucjonalnie połączony z KGB. Wysocy hierarchowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, a więc biskupi i arcybiskupi w większości byli zaś współpracownikami KGB.
W ciągu ostatnich 70 lat nic się w tej kwestii nie zmieniło. Tyle tylko, że dzisiaj, zamiast komunizmu, który nie jest już tak atrakcyjny jak kiedyś, jako substytutu ideologii państwowej próbuje się używać prawosławia. System, aby mógł dalej funkcjonować musi bowiem posiadać jakąś ideologię przewodnią. To, że ideologię komunistyczną postanowiono zastąpić ideologią prawosławną nie wynika więc z chrześcijańskiej wiary ludzi rządzących Rosją, ale z ich desperacji. Używanie przez nich prawosławia jako ideologii państwowej jest w gruncie rzeczy z ich strony rozpaczliwą próbą poskładania wszystkiego w jedną całość. Ma to być element spajający społeczeństwo z władzą. To jednak już nie działa. Mogą walczyć o utrzymanie status quo w dowolny sposób, ale i tak są skazani na porażkę.
Teraz Rosjanie pokładają swoje nadzieje w Donaldzie Trumpie. W Rosji mówi się nawet, że Trump jest naszym prezydentem. To jest śmieszne. Kreml nigdy nie porozumie się z Trumpem. Putin i Trump zbyt różnią się od siebie. To myślenie życzeniowe Rosjan będzie jednak trwało do czasu, gdy dojdzie między nimi do pierwszego spotkania. Wtedy błyskawicznie staną się oni najgorszymi wrogami.
Czy po przybyciu do Polski amerykańskich żołnierzy Polacy mogą czuć się bezpiecznie?
Ich obecność na pewno daje wam gwarancję tego, że zanim Rosja zrobi coś głupiego, będzie musiała się wpierw dokładnie zastanowić, czy chce rozpętać kolejną wojnę światową, do której nie jest dzisiaj w ogóle przygotowana. Pod tym więc względem obecność amerykańskich żołnierzy na polskiej ziemi z pewnością zwiększa wasze bezpieczeństwo. Nie uważam jednak, abyście w obecnej sytuacji musieli się w ogóle czegoś obawiać ze strony Rosji. Państwa, które powinny się teraz bać, to przede wszystkim kraje bałtyckie, a w szczególności Łotwa.
Rosja może ją zaatakować?
Tak, z łatwością. Używając tej samej techniki, jaką użyła na Ukrainie. Nie jest to klasyczna wojna, ale wojna hybrydowa, w której wykorzystywany jest Specnaz i grupy dywersyjne. Tak było na Krymie i w Donbasie. Teraz to może się to powtórzyć na Łotwie, gdzie 30 procent populacji stanowią Rosjanie.
Czy atak Rosji na Łotwę może doprowadzić do wybuchu III wojny światowej?
To zależy. Jeżeli Rosja zaatakuje Łotwę w sposób klasyczny, to znaczy, gdy dojdzie do inwazji regularnej armii, to Rosja wejdzie automatycznie w stan wojny z całym NATO. O tym mówi art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Rosja nie jest jednak gotowa na wojnę światową. Jej zdolności bojowe są bardzo ograniczone. Rosyjska armia nie jest bowiem tak silna, jak armia Związku Sowieckiego. Uwierzcie mi. Rosyjska armia to żart. Ona nie jest w stanie nawet okupować Donbasu czy Czeczeni. Kreml nie planuje więc rozpoczęcia wojny światowej.
Jak już mówiłem, Rosja może jednak odważyć się zaatakować Łotwę w inny, bezpieczniejszy dla siebie sposób. Jeżeli Kreml wyślę na Łotwę zielonych ludzików, a więc żołnierzy bez rosyjskich mundurów, którym nie będzie można udowodnić, że są członkami rosyjskich służb specjalnych, to sytuacja będzie bardziej złożona. Kreml może zaś chcieć sprawdzić reakcję świata właśnie w ten sposób. Od dawna stosuję tę technikę. Wówczas Łotwa może znaleźć się w takiej sytuacji jak Ukraina, gdzie Kreml utrzymuje konflikt w zamrożeniu. Dzięki temu z jednej strony przyzwyczaja świat do swojej agresji, a z drugiej strony może przez to szantażować społeczność międzynarodową ewentualnym odmrożeniem tego konfliktu i jego eskalacją. Pozostaje pytaniem otwartym, jak obronić państwo przed tego typu rosyjskim atakiem.
W PONIEDZIAŁEK II część wywiadu z Władimirem Bukowskim!