– Nie lubimy być przesłuchiwani, lubimy być wysłuchiwani – mówił poseł PiS Jarosław Sellin, tłumacząc czemu politycy jego partii nie chcą odwiedzać programu "Tomasz Lis na żywo".
W wywiadzie udzielonym w zeszłym tygodniu "Gościowi Niedzielnemu", poseł Sellin odpowiadając na pytanie dotyczące mediów publicznych mocno skrytykował Tomasz Lisa. Polityk podważył jakość prowadzenia przez dziennikarza programu w Telewizji Polskiej, ze względu na jego zdecydowanie zaangażowanie polityczne, tłumacząc, że taki program "nie powinien być prowadzony przez człowieka tak bardzo zaangażowanego po jednej stronie politycznego sporu".
Jak mówił dzisiaj Sellin w rozmowie z dziennikarzem TOK FM, słowa wypowiedziane w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" to była jego własna opinia, a medialny szum jaki podniósł się wokół tej wypowiedzi jest spowodowany m.in. cytowanie tylko części jego słów.
– Nie cytuje się w tych streszczeniach następnego pytania dziennikarza, czy program Lisa może się czuć zagrożony – tłumaczył Sellin, który zapewnił, że taka decyzja leży w kwestii szefa mediów publicznych. Jak dodał, on sam nie jest zainteresowany tym stanowiskiem, ale zamierza pozostać czynnym politykiem.
Sellin podkreślił jednocześnie, że efektem takiego sposobu prowadzenia programu przez Tomasza Lisa w telewizji publicznej, jest brak obecności polityków prawicy. – Nie lubimy być przesłuchiwani, lubimy być wysłuchiwani – tłumaczył poseł.
Jak podkreślił Sellin, kolejną wadę Lisa jako prowadzącego jednego z najważniejszych programów w TVP jest jego brak kompetencji. Argumentując brak umiejętności i wiedzy dziennikarza, polityk PiS przytoczył wypowiedzi Lisa z lutego, kiedy tłumaczył on, że wybory prezydenckie są już rozstrzygnięte, a niejasne jest tylko jak słaby wyniki osiągną kontrkandydaci Bronisława Komorowskiego. – Mam prawo twierdzić (...) że z kompetencjami ten akurat publicysta ma jakiś problem – dodała Sellin.
Czytaj więcej: