Zwykle państwem rządzi elita, grupa 100-150 ludzi, którzy prezentują wysoki poziom intelektualny i szereg umiejętności. PiS w katastrofie smoleńskiej wiele takich osób stracił. Czy została wypełniona luka po nich? Szczerze wątpię – mówił dziś w „Saloniku politycznym” Mariusz Gierej. Publicyści dyskutowali dzisiaj o zarządzaniu państwem przez Prawo i Sprawiedliwość.
"Szałamacha boi się ciekawych rozwiązań"
Powodem takiego tematu dyskusji było niedawne wystąpienie premier Beaty Szydło, która zapowiedziała zmiany personalne i systemowe w rządzie. Zdaniem publicystów, w niedługim czasie stanowisko ministra może utracić Paweł Szałamacha. - O odwołaniu Szałamachy mówiono już wcześniej, jednak faktu nie chciano kumulować ze zdymisjonowaniem ministra skarbu, Dawida Jackiewicza. Paweł Szałamacha przez wielu określany jest jako „jednostka autystyczna”, trudno nawiązać z nim porozumienie, dogadać się. Z racji stanowiska ministra finansów, który trzyma klucz do kasy, sprawa możliwości porozumienia się jest bardzo ważna – powiedział publicysta Łukasz Warzecha.
- Ministerstwo Finansów za rządów PiS pokazuje, że postawienie w nim fachowca wcale nie wpływa dobrze na to, co się w nim dzieje. Ilość zgłoszeń po pieniądze do ministerstwa jest obecnie ogromna, a Paweł Szałamacha boi się ciekawych i być może skutecznych rozwiązań, takich jak np. zmniejszenie stawek VAT poprzez zmniejszenie ich liczby. Dla tego rządu w ministerstwie finansów przydałby się rasowy polityk, który umiałby powiedzieć „nie” - dodał Mariusz Gierej z mPolska24.pl.
Superminister Morawiecki?
Omawiano również możliwość powstania superministerstwa z Mateuszem Morawieckim na czele. - Morawiecki długo chodzi na Nowogrodzką, aby wychodzić sobie odpowiednią pozycję w rządzie. Do jego ministerstwa rozwoju wniknie być może ministerstwo skarbu, finansów i energii i powstanie superministerstwo z Morawieckim na czele. Z punktu widzenia programu Mateusza Morawieckiego byłoby to dobre rozwiązanie, gdyż nie miałby przeszkód w jego realizacji – powiedział Mariusz Staniszewski.
- Plan Morawieckiego jest bardzo rozbudowany, jednak już w samym rządzie, w kuluarach pojawiają się głosy zniecierpliwienia, mówi się o przyspieszaniu programu. Ile można jeździć po Polsce z pokazem slajdów? Boje się jednak, że ta porywająca wizja Morawieckiego może skończyć się tym, że przez trzy lata będzie brana kasa na jej realizację, a po trzech latach okaże się, że nie udało się jej zrealizować, a kasa pozostanie pusta. Takie historie, niestety, pojawiają się coraz częściej, że ogromne ryzyko dla gospodarki podejmowane jest bez analizy skutków - komentuje Warzecha.
"Kaczyński woli usiąść na fotelu Komendanta"
Poruszono również problem systemu rządzenia w Polsce podzielonego między rządem a Nowogrodzką. - Jarosław Kaczyński rozkochał się w zasiadaniu w tylnej ławie. Dla niego jest to wygodne, jednak dla rządy jest nieco groźne. Ministrowie zaczynają jeździć na Nowogrodzką, by wychodzić sobie co nieco. Trudno potem dziwić się premier Beacie Szydło, że nie może odpowiednio zmobilizować ministrów. Nie ma do tego narzędzi – twierdzi Gierej.
- Początkowo miałem akceptację dla tej oryginalnej konstrukcji rządu, jednak z czasem dostrzegam pewien problem. Pewne problemy dyskutowane są na radzie ministrów, w której Kaczyński nie uczestniczy, jednak mimo to ma ogromny wpływ na podejmowane decyzje – dodał Warzecha.
- Kaczyński nie musi zastanawiać się nad tym, skąd weźmie 20 mld złotych na obniżenie wieku emerytalnego. On mówi, że ma być to zrobione. Ze strony funkcjonowania państwa jest to uciążliwe. Nawet Morawiecki, który był forsowany jako następca Szydło, powoli wycofuje się, widząc, czym pachnie bycie premierem w tej kadencji – zauważa Staniszewski.
- Kaczyński woli zasiąść na fotelu Komendanta, to taka nasza tradycja w rządzeniu z tylnego siedzenia. Ten fakt sprawia, że partia trochę boi się i czuje oko prezesa wówczas, gdy premier jest zajęty i nie dostrzega drobnych spraw – zaznaczył Rafał Ziemkiewicz.
PiS ucieka od "afery taśmowej 2"
- Prezes Kaczyński jednak akceptował wiele osób w spółkach skarbu państwa, w tym szefa Lotosu. Cała historia ze spółkami i odsunięciem Jackiewicza pokazuje dwie rzeczy pozytywne dla PiS-u. Pierwsza to pozytywna refleksja, że naprawdę chcemy coś naprawić i sygnalizujemy to społeczeństwu. Druga, to fakt, że to opamiętanie przyszło po roku i PiS wyprzedza tym takie rzeczy, które mogłyby doprowadzić do drugiej „afery taśmowej” - powiedział Staniszewski.
- Największym problemem jest samo zarządzanie państwem. Zwykle państwem rządzi elita, grupa 100-150 ludzi, którzy prezentują wysoki poziom intelektualny i szereg umiejętności. PiS w katastrofie smoleńskiej wiele takich osób stracił. Czy została wypełniona luka po nich? Szczerze wątpię. Urzędnicy zaczęli bać się podejmować decyzje, mając świadomość, że przy nasilonych kontrolach mogą oni stanąć przed odpowiedzialnością karną, szczególnie przy wielu niejasnych przepisach polskiego prawa. Trzeba uprościć państwo, zmniejszyć liczbę urzędników, a teraz nadarza się do tego dobra okazja – zasugerował Mariusz Gierej.
- PiS bardzo wierzy w kontrolę. Jednak jeśli kontrola będzie jedynym elementem „dobrej zmiany” to wszystko może skończyć się jak w „Misiu” Barei i irracjonalnymi podkładkami na wydane miliony – spuentował Ziemkiewicz.
Zasada "byledotrzymywania"
Publicyści skomentowali również debatę nad ustawą antyaborcyjną i jej przyszłość w parlamencie. - Ten najbardziej radykalny projekt, który został skierowany do komisji, to projekt jednego środowiska, z którym dogadać się ma problem nawet episkopat. Ta radykalna propozycja o ile nie jest problemem dla Kościoła czy konserwatywnego skrzydła PiS-u, o tyle dla partii jako całości już takim problemem jest. Liczę, że ten projekt długo będzie leżał w komisji – mówił Łukasz Warzecha.
- Jest to niebezpieczne otwieranie puszki Pandory, bo jest to tak zwane „odkształcanie leszczyny”. Następuje od wielu lat w Polsce coś, co można nazwać zasadą „byledotrzymywania” - robienie czegoś tylko po to, by dotrzymać wyborczych obietnic, bez zwracania uwagi na jakość lub realne konsekwencje – dodał Gierej.