– Rozmowy dają nadzieję pod warunkiem, że obu stronom uda się rozdzielić poziomy, np. dociekań naukowych. Jeśli one są rozumiane w sposób narracji, ale jeśli naukowcy żydowscy znajdują się w młynie gry medialnej, albo pod presją polityczną, to są znane przykłady, że nawet wybitni naukowcy mają problemy z prawdą. Presja polityczna nie może ingerować w proces mówienia o faktach i proces wzajemnego poszanowania wrażliwości. Proces poznania naukowego nie jest naturalne, bo poznanie jest stronnicze, a te naukowe powinno się tego wystrzegać – ocenił w rozmowie z Ryszardem Gromadzkim prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy.
– Zrobiono eksperyment o konflikcie palestyńsko-izraelskich, nakręcono film, on miał być wyważony, jednak studenci z Palestyny i Izraela wykazywali, że to wrogi im film. Zadziałało więc nastawienie. Metodologia to próba zdystansowania naukowców od swoich antypatii i sympatii. Dzisiejsze rozmowy to próba zbudowania pomostu, na którym skonfrontujemy nasze racje nie pod względem emocji. Politycy nie mogą dekretować uczonym co mają badać, oni mogą stworzyć sprzyjające lub niesprzyjające warunki. Teraz one są i sprzyjające i niesprzyjające – jest wola do powrotu do dialogu, ale politycy po obu stronach mają ciśnienie ze strony elektoratów i mediów, które utrudnia rzeczowe wymiana poglądów i rozsnuwanie nieporozumień – dodaje nasz gość.
"Przyszłość można budować tylko jeśli troszczy się o swoją reputację międzynarodową"
A jak potoczy się dyskusja związana z 50-leciem wydarzeń z marca 1968 r.? – Nie mam wątpliwości, że są środowiska i polskie i zagraniczne, które będą próbowały rozstrzygnąć rozmowę o marcu 1968 r. do jątrzenia, również w relacjach polsko-polskich. Nie można zredukować wydarzeń 1968 r. tylko do relacji z Izraelem. Relacje polsko-polskie, narodu z władzą z nadania sowieckiego, w których były gry frakcyjne, to być może ważniejszy wektor. Nakręcanie tendencji antysemickich było jednym z instrumentów dławienia instynktu wolnościowego – odpowiedział prof. Zybertowicz.
Dlaczego Polska ma tak duże problemy w mediach, zwłaszcza zachodnich? – Problem z zachodnimi mediami to kwestia poważnych zaniedbań. Każda kłopotliwa sytuacja może mieć plusy. Plusem jest to, że uświadomiliśmy sobie skalę antypolonizmu w różnych krajach. Teraz naszym zadaniem jest zrozumieć źródła problemów. Jednym z nich jest kompletna niewiedza, czym różniła się okupacja w Polsce od większości krajów podbitej Europy. Był komunizm, później III RP, która zamalowywała pewne rzeczy, np. kwestie Rzezi Wołyńskiej. Podobnie było ze stosunkami polsko-izraelskimi. Nie reagowaliśmy na to, że była potężna niewiedza, schematy upraszczające. Nie budowaliśmy wizerunku Polski jako pierwszej ofiary hitlerowskiej. Formuła Aleksandra Kwaśniewskiego – „wybierzmy przyszłość”, pokazała, że dzisiaj płacimy za to cenę. Przyszłość można budować tylko jeśli troszczy się o swoją reputację międzynarodową. Okazuje się, że nie mówienie prawdy o 1968 r., o naturze władzy komunistycznej daje nam rykoszet z powodu strat wizerunkowych i reputacyjnych na świecie – zaznacza doradca prezydenta.
"Dzisiaj mówimy, ze chcemy być w głównym nurcie, ale jako partner"
– Niedawno wpadła mi w ręce książka Piotra Wierzbickiego „Cholerna Niepodległość” To mi uświadomiło, jak trudnym tematem jest niepodległość. Nie mamy umiejętności budować instytucji, dzięki którym gra zespołowa jest skuteczna. Gdy ogłaszaliśmy, że idziemy w głównym nurcie Unii Europejskiej, to znaczyło, że przyjmujemy imitacyjny model rozwoju, który poza plusami wiązał się z tym, że wchodziliśmy w ścieżkę rozwoju ekonomicznego zależnego. Sprowadziliśmy się do roli poddostawcy. Była to pewna forma neokolonializmy. Dzisiaj mówimy, ze chcemy być w głównym nurcie, ale jako partner. Co się okazuje? Przypominają mi się słowa Jarosława Kaczyńskiego, za pierwszych rządów PiS-u - „problemem nie jest, że nie mamy dyplomatów, którzy potrafią się obracać na salonach, problem jest, że oni chcą grać w rytm melodii granych w innych stolicach”. Jarosław Kaczyński mi powiedział, że czytając raporty to miał wrażenie, że one były pisane z pozycji Berlina – zakończył prof. Zybertowicz.