Prof. Kik: Polityk nie może być szkodnikiem własnego państwa!
Gościem Marcina Bąka w programie Telewizji Republika ,,Wolne głosy - popołudnie\'\' był profesor Kazimierz Kik, politolog – Mamy jedną lukę w polskim prawie - totalny brak odpowiedzialności polityka w trakcie pełnionej przez siebie służby - ocenił w programie.
Prokuratura Krajowa informowała dzisiaj – efektem działań Neumanna w resorcie zdrowia było osiągnięcie korzyści majątkowych w wysokości 13,5 miliona złotych przez warszawską klinikę medyczną, która bezprawnie pobierała od pacjentów opłaty za zabiegi finansowane w rzeczywistości przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Mimo wykrytych nieprawidłowości Narodowy Fundusz Zdrowia - wskutek nacisków wiceministra Neumanna - wycofał się z wypowiedzenia klinice kontraktu i przedłużył go na kolejny rok - napisano.
–Profesor Kik odniósł się do zarzutów, które usłyszał Sławomir Neumann – Z panem Neumannem jest taki problem, że nikt nie kojarzy tego, że to Polacy na tym stracili, bo pobierano nienależytą opłatę. (...) Naciągnięto polaków na 13,5 miliona złotych - w sposób nieuzasadniony prywatna firma wyciągnęła od Polaków. (...) To jest niepojęte, żeby to się działo w państwie demokratycznym - stwierdził
– Jak pan sądzi? Jak zakończy się ta sprawa byłego wiceministra, obecnie posła, pana Gawłowskiego? Czy w końcu stanie przed sądem? Jakie będą dalsze konsekwencje polityczne? - zapytał Marcin Bąk.
– Nie sądzę, żeby stanął przed sądem. Dlaczego? Dlatego, że nie ma przepisów. Mamy jedną lukę w polskim prawie - totalny brak odpowiedzialności polityka w trakcie pełnionej przez siebie służby - stwierdził profesor Kik.
– Jeżeli byłby przepis, że sprawowanie takiej czy innej funkcji łączy się z odpowiedzialnością za dobro wspólne (...) To boję się, że wtedy 90 procent wszystkich polityków nie kandydowałoby na żadne funkcje, bo oni na te funkcje merytorycznie się nie nadają, oni się na te funkcje uczą - dodawał politolog.
– Obsadza się urzędy w państwie ludźmi z nadania partyjnego. Czy ten system nie powinien być zmodyfikowany tak, że ministrem zostaje ktoś z awansu z dołu, ktoś kto na przykład pracuje tam 20 lat? - dopytywał redaktor Bąk.
– Przykład idzie z góry. Jeżeli popatrzymy na 28 lat Rzeczpospolitej Polskiej to widzimy, że prezydentem był elektryk. Oczywiście cały tam szacunek dla niego, ale co innego być bohaterem, a co innego prezydentem - ocenił gość Telewizji Republika.
– Pójdźmy dalej. Historyk był premierem i to taki, który haratał w gałę. Potem dla równowagi premierem jest etnograf. Nie mam pretensji pod względem poziomu intelektualnego (...) ale jeżeli mamy niekompetentnych ludzi, nie mówię nieinteligentnych, ale niekompetentnych i nieodpowiedzialnych i nie wprowadzamy żadnej odpowiedzialności za swoje działanie (...) Polityk nie może być szkodnikiem własnego państwa - dodawał profesor Kik.