Po wypadku Premier Beaty Szydło przez polski Internet i media przelała się fala nienawistnych komentarzy. W związku z tym KAI poprosił polskie europosłanki i europosłów o odpowiedzi na kilka pytań - pisze Ryszard Czarnecki.
Oto one:
1. Czym jest hejt i mowa nienawiści i jakie są ich przyczyny?
O hejcie można powiedzieć to samo, co o definicji „konia” zawartej w encyklopedii Benedykta Chmielowskiego „Nowe Ateny”: „Koń jaki jest, każdy widzi”. Z hejtem jest podobnie: każdy, kto chce, to zauważy, choćby ostatnią inicjatywę złych czy niemądrych ludzi ‒ „pogrzeb Beaty Szydło”, która dopiero po interwencji ministra Pawła Szefernakera z KPRM u administratorów Facebooka zniknęła z tegoż medium społecznościowego.
Przyczyny mowy nienawiści? Jest ich kilka: anonimowość, tłumiona na co dzień agresja, ale także, uwaga, swoiste przyzwolenie we własnym środowisku na chamskie, bezpardonowe dokładanie tym, których się nie lubi, ba, nie tylko przyzwolenie, ale też licytowanie się kto dosadniej i mocniej uderzy. Moja babcia mówiła, że wbrew tym, którzy mówią, że konwenanse są bez sensu i są szkodliwe, właśnie konwenanse są czymś, co trzyma człowieka w pewnych ryzach. W dzisiejszym świecie bez konwenansów rzeczywiście o hejt, „mowę nienawiści” czy „przemysł pogardy” jest dużo łatwiej.
2. Czy mowa nienawiści powinna być ścigana i jakie są dodatkowe regulacje prawne?
Ściganiem „mowy nienawiści” zajmują się się środowiska lewicowe i liberalne, które w penalizacji widzą swoisty kij bejsbolowy przeciwko środowiskom prawicowym, przy czym „mowa nienawiści” rozciągana jest do granic absurdu i w gruncie rzeczy służy do terroryzowania innych „polityczna poprawnością”. Stad też jestem bardzo ostrożny, wręcz sceptyczny, co do prób formalno-prawnego kneblowania tego, co może być dość dowolnie uznane za mowę nienawiści. Konkretnie: jeśli ktoś skrytykuje nadmierną ekspansję środowisk LGBT i szantażowanie przez nich środowisk tradycjonalistycznych, konserwatywnych, to krytyka taka również może być podciągnięta pod „mowę nienawiści”, co przecież jest absurdalne.
3. Czy w polskiej przestrzeni publicznej jest jeszcze miejsce na jakakolwiek merytoryczną dyskusję czy jesteśmy skazani na permanentną wojnę plemienną?
Polska nie jest Rwandą podzieloną między plemiona Hutu i Tutsi – oba obdarzone skłonnościami ludobójczymi. Jest miejsce i musi być miejsce na merytoryczną, spokojną, wyważoną debatę, choć wydaje się, że tego miejsca jest coraz mniej. Opozycja totalna narzucając polskiej polityce grę o sumie „zero-jedynkowej” zachęca stronę rządową raczej do utwardzania stanowiska niż wsłuchiwania się w jaskółki poważnych propozycji przykryte chmurą demagogii, wyzwisk, populizmu i pieniactwa. Ale próbować przecież trzeba…