Nie dość, że społecznie nie są szanowane, nazywane kurami domowymi, leniami i utrzymankami, to jeszcze pojawiają się pomysły, by odebrać im pieniądze z programu 500 plus - pisze Małgorzata Terlikowska.
Matki zawsze były na cenzurowanym, a te wielodzietne to już w ogóle. Albo traktowane jako życiowe nieudaczniczki, które nie wiedzą, jak się zabezpieczyć (to pani nie wie, ze są takie środki, że można mieć seks, a nie mieć dzieci – usłyszałam takie pytanie) albo ofiary patriarchatu, niemal siłą przymuszane do rodzenia dzieci (przecież wiadomo, że żadna zdroworozsądkowo myśląca kobieta nie wpadłaby na pomysł, żeby dobrowolnie urodzić gromadę dzieci) albo jako kury domowe, kobiety pozbawione ambicji, które może i dziecko urodzić potrafią (też mi sztuka), ale nic poza tym. I nie jest to przekoloryzowany opis. Od ponad dziesięciu lat nie pracuję etatowo, dopóki dzieci nie poszły do przedszkola, przemieszczałam się z gromadką i wiele komentarzy słyszałam. Na szczęście nie tylko tych negatywnych, ale te bolały najbardziej.
Dlatego informuję wszem i wobec, że nie zgadzam się na takie traktowanie kobiet, które wykonują bardzo ciężką, a przy tym najważniejszą pracę. Nie ma bowiem ważniejszego zadania niż wychowywanie drugiego człowieka. A żeby zrobić to dobrze, to czasem trzeba dokonać życiowego wyboru i na przykład zrezygnować z pracy. Nie każdy ma bowiem wolny zawód i może łączyć pracę z wychowaniem dzieci. W wielu przypadkach nieobecność mamy w domu to w warunkach warszawskich nawet 10, czy 12 godzin. I ja naprawdę się nie dziwię, że kobiety nie chcą być całymi dniami poza domem, a dzieci oglądać chwilę przed ich zaśnięciem. I niech nikt mnie nie przekonuje, że wszystko da się pogodzić, grunt to dobra organizacja. Jak słyszę to hasło, to nóż mi się w kieszeni otwiera.
Można zawsze wynająć nianię. Pewnie, że można. Tyle, że wynajęcie niani do kilkorga dzieci przerasta budżet zdecydowanej większości rodzin. Można oczywiście puścić dzieci do żłobków czy przedszkoli, tylko który pracodawca będzie tolerował wieczne zwolnienia? Przy kilkorgu dzieciach choroby ciągną się w nieskończoność. U nas zaczynały się w listopadzie, kończyły wraz z nadejściem wiosny, chyba że dopadła nas ospa i kolejny miesiąc był wyjęty z życiorysu.
Jeśli ktoś myśli, że mama w domu z dziećmi umiera z nudów, to też spieszę go wyprowadzić z tego błędu. Przy gromadce dzieci mama się nie nudzi (tata też nie, bo jest tyle rzeczy do zrobienia). Zapewniam. Nie ma czasu oglądać seriali, plotkować z koleżankami, siedzieć godzinami w internecie. Jeśli ktoś myśli, że mama w domu, ta wielodzietna, ale nie tylko, nic nie robi, to zapraszam. Zapewniam, że pracy jest tyle, że starczy dla wszystkich.
Nie piszę tego, by się nad sobą użalać. Bynajmniej. Na swoją dolę nie narzekam, choć bywają momenty, że mam ochotę zamknąć za sobą drzwi i uciec na koniec świata. Na szczęście taki stan szybko mija. Piszę to wszystko dlatego, że znów pojawiają się pomysły, by upokorzyć i ukarać kobiety, które wybrały macierzyństwo i chcą w czasie, kiedy te dzieci są małe, być z nimi w domu. Grzegorz Schetyna bowiem zapowiedział, że jeśli Platforma Obywatelska dojdzie do władzy, to programu 500 plus nie zlikwiduje, ale go nieco zmodyfikuje. Pieniądze miałyby iść tylko do tych, którzy pracują lub skutecznie poszukują pracy. Rozumiem więc, że rodzinom, w których jest kilkoro dzieci, a mama zawodowo nie pracuje, dodatek zostałby odebrany.
Przykre to słowa pod adresem kobiet, które wykonują bardzo ciężką i bardzo potrzebną pracę. Przykre tym bardziej, że płyną z ust polityka, który będąc przy władzy, dla rodzin nie zrobił nic. A miał szansę zrobić bardzo dużo. Ale nie ma tego złego… Jest szansa, że dzięki takim wypowiedziom wyborcy od Platformy się odwrócą.
Małgorzata Terlikowska