Niemieccy żołnierze w Polsce. Tusk wie więcej niż Berlin
Jak zobaczycie niemieckich żołnierzy, proszę nie wpadać w panikę. To jest pomoc - powiedział Donald Tusk do Polaków. Miał na myśli tamtejszych "terytorialsów", którzy mieli zadeklarować pomoc przy walce z powodzią w Polsce. Mieli, gdyż nie wiadomo czy w ogóle o tym coś wiedzą...
Informację od szefa rządu sprawdziła u źródeł Aleksandra Fedorska, która podzieliła się swoimi ustaleniami z Radiem Wnet. Jak podkreśla dziennikarka, rząd polski nie skierował oficjalnego zapytania o pomoc niemieckich służb technicznych. Jej zdaniem niemieckie wojsko mogłoby odegrać pozytywną rolę w działaniach popowodziowych w Polsce, jednak musi teraz zachować czujność na wypadek pogorszenia sytuacji w samych Niemczech.
"Wypowiedź jako fakt dokonany, jakoby już Bundeswehra była w drodze do Polski, tego jej sztab nie może potwierdzić. W tej chwili trwają rozmowy koordynacyjne i nie można powiedzieć, jakim wynikiem się one skończą. Słowa polskiego premiera były więc pochopne, bo jak akcentuje Bundeswehra, z jej strony nie zapadła jeszcze żadna decyzja o pomocy Polsce. Strona niemiecka musi najpierw ustalić z Polską co jest potrzebne i czy miałaby na ten moment takie zasoby, ponieważ Niemcy są same ofiarą tej powodzi"
- wyjaśniła Fedorska.
Wygląda więc na to, że nasz premier po raz kolejny swoje życzenie przedstawił jako fakt dokonany. A zdaniem Fedorskiej mogło być to formą presji wywieranej na Berlin.
Poniżej można posłuchać całej wypowiedzi Aleksandry Fedorskiej:
Źródło: x.com/@RadioWNET
Polecamy Radio Republika
Wiadomości
Tak rząd Tuska traktuje bezpieczeństwo kraju! Śliwka podaje przykład braku działań przy ustawie prezydenta
Bezrobocie? Koszty pracy? Ceny energii? Nie, problemem dla Państwowej Agencji Pracy są ogłoszenia o pracę
Najnowsze
Tak rząd Tuska traktuje bezpieczeństwo kraju! Śliwka podaje przykład braku działań przy ustawie prezydenta
Grochmalski: Tusk germanizuje Polskę, niech tak dalej robi, to na pewno przejdzie do historii....
Najdłuższa seria spadków cen ropy od dwóch lat. Wiemy, kto może zmienić sytuację na rynku