Gdyby obecne władze Polski pozwoliły sobie na 10 proc. tego na co pozwalają sobie Niemcy wobec naszego kraju, Polska byłaby chyba usunięta z ONZ. Niemcom, które dopuściły się największych zbrodni ludobójstwa w czasach wojen światowych, które mordowały, katowały, niszczyły i kradły na masową skalę, i które dotąd nie chcą za te zbrodnie zapłacić, wszystko jednak uchodzi bezkarnie. Uchodzi bezkarnie nawet i to, że po raz trzeci w ciągu ostatnich stu lat z okładem, chcą podbić Europę, cały czas pozostając w cichym sojuszu z drugim ludobójczym mocarstwem - Rosją.
Bezczelni rodacy Goebbelsa pozostają w antypolskiej retoryce oskarżając nasze środowiska patriotyczne o wszystko, co najgorsze. By uwiarygodnić swoje kłamstwa pracownicy niemieckiej Propagandaamt powołują się zazwyczaj na "dobrze poinformowane źródła w Polsce". W Polsce rosną obawy o „cichy zamach stanu” – napisał ostatnio „Die Zeit”.
„Trudno uwierzyć, że po takiej kampanii (wyborczej) partia rządząca odejdzie bez walki. Również dlatego, że musi się obawiać rozliczenia” – pisze Joerg Lau. I dodaje, że „nadchodzące tygodnie będą próbą nerwów”. „W żadnym innym kraju (za wyjątkiem Węgier) autorytarna transformacja sądownictwa i mediów nie posunęła się tak daleko” – czytamy w artykule niemieckiego propagandzisty, który wyraża "nadzieję", że "Polska ma znowu szansę przywrócić podział władzy, a powodzenie tego procesu będzie też decydujące dla przyszłości UE”.
To, czy uda się Polskę znowu wprowadzić na „ścieżkę wolnościowej demokracji” zależy przede wszystkim od prezydenta Dudy, który do wyborów prezydenckich w 2015 roku był prawie nieznany, a potem okazał się „wiernym wykonawcą linii partii” – skandalicznie zauważa „Die Zeit”.
"Nowy rząd będzie musiał dogadać się z Dudą, a on już teraz daje przedsmak tego, co to może oznaczać. Dwa dni po wyborach Duda mianował 76 nowych, politycznie wygodnych sędziów. Niezwykle „agresywny akt” w obliczu obietnicy opozycji dotyczącej reformy i odpolitycznienia sądownictwa" – stwierdza bezczelny urzędnik z kraju Goebbelsa i Hitlera.
Niemiec bezczelnie miesza się w sprawy wewnętrzne Polski, wypominając prezydentowi Dudzie, że ten ma zamiar powierzyć misję tworzenia rządu nie umiłowanemu przez Niemców Tuskowi, ale "jeszcze premierowi" Mateuszowi Morawieckiemu. Wyrobnik niemieckiego frontu medialnego zapomniał, że w pierwszym podejściu misję tworzenia rządu otrzymuje przedstawiciel tej partii, która zdobyła pierwsze miejsce w wyborach, a nie fuhrer (by pozostać w ojczystym języku herr Laua) mitycznej koalicji, która do tej pory nie tylko nie została formalnie powołana, ale której reprezentanci walczą ze sobą - niczym buldogi i to nawet nie kryjące się pod dywanem - o przyszłe stanowiska parlamentarne i rządowe.
„Die Zeit”, powołując się na Michała Szułdrzyńskiego z "Rzeczypospolitej" uważa, że PiS szykuje „polską wersję szturmu na Kapitol”. "PiS chce być siłą oporu wobec nielegalnego nowego rządu, który jest w służbie obcych mocarstw” - napisał Lau, i jest to jedyne prawdziwe zdanie w jego tekście.