Dziennikarz śledczy Cezary Gmyz i były policjant Dariusz Loranty w rozmowie z Antonim Trzmielem przyznali, że nie są entuzjastami pomysłu, aby sprawą inwigilacji dziennikarzy zajęła się komisja śledcza.
Według ustaleń medialnych potwierdzonych przez audyt zarządzony przez Komendanta Głównego Policji, za czasów rządów PO-PSL w policji powstała specjalna grupa która inwigilowała dziennikarzy, którzy zajmowali się aferą taśmową oraz ich rodziny. Politycy PiS nie wykluczają, że sprawą tą zajmie się komisja śledcza.
Zdecydowanym przeciwnikiem takiego rozwiązania jest były policjant Dariusz Loranty. Jak przekonywał nie ma czegoś takiego jak status dziennikarza, a po prostu osoba, która miała kontakt z kimś podejrzanym o popełnienie przestępstwa.
– Ale jestem za bardzo dokładnym sprawdzeniem tej sprawy – zastrzegł. – Uważam, że policja i służby powinny mieć pełne uprawnienia do kontroli operacyjnej. Większe niż te po poprawce (ustawa PiS- red.) – podkreślił Loranty.
Cezary Gmyz podzielił pogląd Lorantego odnośnie afery taśmowej. Wskazywał, że inwigilacja dziennikarzy zaczęła się dużo wcześniej: za czasów sprawy Pasionka i afery hazardowej. – Afera taśmowa była apogeum tej inwigilacji. PO myślała, że będzie rządzić do końca świata i że nikt jej z tego nie rozliczy. Werdykt wyborców był jednak inny – mówił dziennikarz. Gmyz stwierdził, że dotychczas komisja śledcza była powoływana, kiedy nie radziły sobie organa państwa.
– Komisja mogłaby być też postrzegana jako rozliczenie poprzedniej władzy przez poprzednią władzę – dodał Gmyz. – Dlatego wolę, żeby sprawą zajęła się prokuratura –skwitował.