Redaktor naczelny tygodnika Newsweek w swoim felietonie tropi „oddelegowanych do wstrętnych mainstreamowych mediów, by udawać nie-PiS-owców” dziennikarzy, którzy „są tam sprytnie ulokowani”.
Sceptycyzm zwykle jest miarą racjonalizmu i oznaką dystansu. Deklarowany sceptycyzm często bywa jednak w Polsce zasłoną dymną dla intelektualnego lenistwa albo nędznego cwaniactwa – pisze w felietonie Tomasz Lis.
Redaktor naczelny tygodnika Newsweek odkrywa, że „od paru lat kwitnie w Polsce coś na kształt sceptycyzmu smoleńskiego, który wyraża się w formułach: „nie wiemy, co się zdarzyło w Smoleńsku” albo „nie do końca wiemy” albo „niczego nie można wykluczyć”. Jego zdaniem jest to dowód, że równie dobrze „nie można wykluczyć, że Słońce podróżuje wokół Ziemi, co niekoniecznie będzie dowodem ludzkiego rozumu czy wysokiego IQ”.
Według Lisa „hardcorowi PiS-owcy non stop walą w bębny – zamach, zamach, zamach, a na bardziej subtelnym instrumencie grają smoleńscy sceptycy z PiS-u, którzy są oddelegowani do wstrętnych mainstreamowych mediów, by udawać nie-PiS-owców” i są tam „sprytnie ulokowani”.
Tym samym oddelegowany do złych mediów soft PiS-owiec ma dobrze, żyje z funkcjonowania w dwóch światach – towarzyski etat w PiS, służbowy w mainstreamie – pisze Lis.
Tekst Lisa wywołał już dyskusje m.in. na portalu społecznościowym Twitter, gdzie internauci sugerują przyczyny jego powstania. Zdaniem wielu z nich Lis w zawoalowany sposób odnosi się do niedawno wydanej publikacji, wywiadu dziennikarza TVN24 Bogdana Rymanowskiego z Małgorzatą Wassermann.