Fakt, że totalna opozycja nie ma pomysłu na to, jak walczyć w kampanii do polskiego parlamentu dociera już nawet do największych zwolenników totalnych. Redaktor naczelny "Newsweeka" zamieścił na Facebooku wpis dotyczący wspólnego startu opozycji w wyborach do Senatu.
"Za dwa miesiące wybory. Mając wciąż nadzieję na wygraną opozycji, zastanawiam się jednak nad tym jakie - w razie porażki - społeczeństwo, za pośrednictwem opozycji, może mieć na najbliższe cztery lata bezpieczniki" – pisze Tomasz Lis i wskazuje, że jeden jest oczywisty i jest to Senat. "Nie zablokuje legislacyjnej machiny, ale ją spowolni. To może być ważne, szczególnie gdy napędzany pragnieniem zawłaszczenia wszystkiego i natychmiast PIS, będzie dociskał pedał gazu do końca" – tłumaczy dziennikarz. To doprowadza go do jednego wniosku: "opozycja ma elementarny obowiązek wystawienia po jednym kandydacie w każdym okręgu". "I naprawdę znalezienie i wystawienie go, to jest absolutne minimum, którego ja, obywatel, od opozycji oczekuję. Którego to minimum spełnienia, ja po prostu żądam" – dodaje.
"Chciałem, żeby opozycja była zjednoczona. Nie wyszło. Rozumiem. Po raz pierwszy w życiu będę więc kibicował trzem ugrupowaniom opozycyjnym. W porządku. Ale wystawienie w wyborach do Senatu więcej niż jednego opozycyjnego kandydata w okręgu, skazuje opozycję na klęskę. I nie apeluję, ale jako obywatel żądam od opozycji, by jako dowód elementarnej odpowiedzialności za państwo i przyszłość Polski, stanęła na głowie, by takiej klęski uniknąć" - kontynuuje.
Redaktor naczelny "Newsweeka" zwraca się w swoim wpisie do Włodzimierza Czarzastego z prośbą, aby "nie forsował w wyborach do Senatu, kandydatów typu Jerzy Jaskiernia", "bo takie kandydatury mają sens tylko, jeśli celem jest zburzenie szansy na kompromis". "Byłem za startem ze wspólnej opozycyjnej listy w eurowyborach Włodzimierza Cimoszewicza, Leszka Millera, czy Marka Belki, bo choćby ze względu na zasługi z lat 2001-2004 mieli po prostu pełne prawo, by na takiej wspólnej liście się znaleźć. Ale nazwiska, które pojawiają się teraz, dla centrowego elektoratu będą nie do zaakceptowania. Taki 'wspólny' kandydat po prostu nie miałby szans" – przekonuje Lis. Jak dodaje, należy znaleźć wśród polityków PO, PSL i lewicy ludzi, którzy będą akceptowalni nie dla kierownictw partii, ale dla wszystkich wyborców tych formacji. "Trochę dobre woli, Panowie, trochę woli kompromisu! To nie jest zabawa, to nie są przepychanki szkolne, los Polski za dwa miesiące się zdecyduje" – motywuje.
"Ja, obywatel, będę w wyborach do sejmu kibicował trzem ugrupowaniom opozycji. Ale przynajmniej w wyborach do senatu chcę mieć po stronie opozycji listę jedną. Kategorycznie się tego domagam. I bardzo mi przykro - jeśli nie stać Was na takiej listy stworzenie, to w moich, a wiem, że nie tylko w moich, bo to najmniej istotne, oczach, przegrywacie wiele i tracicie bardzo wiele. Nie oczekuję czegoś nadzwyczajnego, ale absolutnego minimum - elementarnej odpowiedzialności i gotowości zawarcia kompromisu, który pokaże czy interes Polski czy też interes Waszych partii jest dla Was najważniejszy. Panowie, uwierzcie, nie żądam zbyt wiele. Minimum odpowiedzialności i minimum dobrej woli" – kończy swój apele Tomasz Lis.