Już niemal 700 osób zachorowało w Polsce na COVID-19 wywoływany przez koronawirusa. W kraju obowiązuje stan epidemii i nic nie wskazuje na to, by wkrótce go odwołano. Czy będziemy mogli autentycznie cieszyć się ze świąt Zmartwychwstania Pańskiego, które będziemy przeżywali za niespełna trzy tygodnie? – Mamy szansę na bardziej duchowe przeżycie świąt, całej liturgii Wielkiej Nocy, na rzeczywiste celebrowanie zwycięstwa życia nad śmiercią – mówi w rozmowie z Marią Kobylińską ks. prof. Waldemar Cisło, teolog, przewodniczący polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie.
Z Księdza obserwacji, jak zmieniła się wiara Polaków w ostatnim czasie? Umocniła się czy zmalała?
Zawsze w tego typu sytuacjach, w perspektywie zagrożenia życia czy kataklizmów, religijność wzrasta. W naturalny sposób ludzie szukają wówczas wsparcia u Boga i to widzimy również teraz. To bardzo pozytywne i cieszę się, że tak jest. Są odmawiane modlitwy, o których na co dzień się zapomina lub po prostu się je pomija. Zauważyłem, że coraz więcej osób odmawia różaniec, modlitwy wstawiennicze, suplikacje. To jest coś oczywistego – człowiek poszukuje miejsca, w którym czuje się bardziej bezpiecznie. Zazwyczaj dla osoby wierzącej jest to kontakt z Panem Bogiem. Bóg daje poczucie nie tylko bezpieczeństwa, ale przede wszystkim prawdziwej miłości. Gdy się modlimy, nie jesteśmy osamotnieni, jest z nami Bóg.
Czy według Księdza ta epidemia może być dopustem Bożym, pewnego rodzaju karą za grzechy?
Myślę, że nie powinniśmy tak tego traktować. Oczywiście mieliśmy przykłady, gdzie Pan Bóg dopuszczał pewne zło, z którego wyprowadzał dobro. Tak było chociażby w wypadku grzechu pierworodnego czy w Starym Testamencie, gdy naród wybrany buntował się przeciwko Bogu, Bóg zesłał węże o jadzie palącym i gdy ktoś żałował za sprzeniewierzenie się mu, spojrzał na węża umieszczonego na palu, odzyskiwał zdrowie. Myślę natomiast, że nie powinniśmy upatrywać w tym, co się dzisiaj dzieje, kary za grzechy w odpowiedzialności zbiorowej. Nie ma ku temu powodu. Niemniej oczywiście należy z tej sytuacji wyciągnąć wnioski. W ostatnich latach odnosiło się wrażenie, że człowiek jest panem wszystkiego. Ten Pan Bóg, który nie wiadomo, czego wymagał, spadł na bardzo niskie miejsce w hierarchii wartości. Tak się składa, że zawsze człowiek, który myśli, postępuje w ten sposób, w pewnym momencie staje przed problemem, którego nie jest w stanie rozwiązać. Dla wielu ludzi ta epidemia jest tego typu problemem. Widzą, że sami sobie nie dadzą rady; potrzebują Boga...
CAŁY WYWIAD W DZISIEJSZEJ "GAZECIE POLSKIEJ CODZIENNIE"