– Rosjanie nie zaatakują Zachodu który jest w NATO, ponieważ by przegrali i im się to nie opłaca. Jeśli mają atakować to będą to robić w miejscach, gdzie mają jakieś szanse, jak Mołdawia – mówił publicysta niezależny w Politycznym Podsumowaniu Tygodnia. Gośćmi Telewizji Republika byli Marek Król oraz Tomasz Truskawa (członek zarządu Stowarzyszenia Wolnego Słowa).
Manewry Zapad odbywające się co cztery lata zostały podzielone na dwa etapy. Do niedzieli ma trwać przygotowywanie wojsk do walki w warunkach bojowych i izolacja obszarów zajętych. Faza druga polegać będzie na ćwiczeniach szefów generalnych sztabów Rosji i Białorusi oraz odpierania agresji umownego przeciwnika.
Pod koniec sierpnia opublikowano oficjalny scenariusz manewrów. Zgodnie z nim na Białoruś napada fikcyjne państwo, które jest jednym z trzech agresorów chcących doprowadzić do destabilizacji sytuacji na Białorusi i skłócenia jej z Rosją. Władze Białorusi zapowiedziały, że w geście dobrej wolni zapraszają obserwatorów z zaprzyjaźnionych państw, ponieważ nie zamierzają mieć przed nimi żadnych tajemnic.
— Jeśli ktoś będzie chciał popsuć relację Rosja-Białoruś, musi spodziewać się ataku militarnego. Poczucie humoru w armii rosyjskiej nie zna granic, bo oni twierdzą, że to są ćwiczenia defensywne, czyli obronne. Jak wiadomo, najlepszą obroną jest atak. Rozwijają więc to wszystko w stronę potencjalnego ataku. Samo hasło „Zapad” czyli „Zachód” tłumaczy schemat ćwiczeń. Największym zagrożeniem dla Rosji jest Zachód na czele — w tym przypadku — z Polską. To pokazuje również bezradność Kremla, bo niedługo niczym nie będą nam mogli zaszkodzić. Jeśli armię zdołamy odeprzeć i będziemy niezależni w dostawach gazu, Rosja nie będzie miała nic do gadania —mówił Marek Król na antenie Telewizji Republika.
Publicysta niezależny dodał, że ćwiczenia mają na celu wywołanie strachu w państwach zachodnich oraz wytworzenie wrażenia, że Putin jest nieustannie zagrożony ze strony NATO czy wojsk zachodnich. — To również motyw aby mobilizować obywateli do głosowania na Putina, bo to jedyna opcja bezpieczna — dodał.
— Moim zdaniem znacznie niebezpieczniejsze są manewry, które wykonuje Rosja na południu swojej federacji. Mowa o podniesienie w stan alarmu 58. armii na granicy z Gruzją. Myślę, że tamten teren jest bardziej zapalny, przy czym jednostki tej armii ewidentnie ćwiczą natarcie z zaskoczenia. Zapad 2017 mogą być jedynie przykrywką — mówił z kolei Tomasz Truskawa.
Jak dodał członek zarządu Stowarzyszenia Wolnego Słowa, „manewry te spotkały się z odpowiedzią krajów bałtyckich, które również prowadzą aktualnie ćwiczenia bojowe. Mowa m.in. o Szwecji, która zorganizowała ćwiczenia z udziałem największą od 20 lat liczbą żołnierzy. To również manewry dla wojsk NATO i żołnierzy amerykańskich”.
Pojawiają się również doniesienia, że oficjalne dane Rosji mówiące o liczbie żołnierzy biorących udział w manewrach są zaniżone. Mówią o niespełna 13 tys. żołnierzy, podczas gdy zachodnie media piszą o blisko 100 tys. militarnych.
— Przecież to bez sensu — zapewnia Marek Król. — Satelity są na zaawansowanym poziomie i bez problemu mogą śledzić ruch wojsk rosyjskich. Prawie na pewno to robią. Amerykanie twierdzą, że to jest ponad 50 tys., a minister obrony Niemiec określiła tę liczbę właśnie na 100 tys. Rosjanie nie zaatakują Zachodu który jest w NATO, ponieważ by przegrali i im się to nie opłaca. Jeśli mają atakować to będą to robić w miejscach, gdzie mają jakieś szanse, jak Mołdawia — twierdzi publicysta niezależny.