Gościem Adriana Stankowskiego w programie "W punkt" był Jarosław Krajewski, wiceprzewodniczący Komisji Śledczej ds. Amber Gold z Prawa i Sprawiedliwości. – Służby mają szereg instrumentów, które pomogłyby wyjaśnić wówczas tę sprawę. Szereg instytucji ws. Amber Gold zawiodło. Dziś przesłuchiwaliśmy dwie osoby z CBA, których zachowanie na pewno znajdzie odzwierciedlenie w raporcie. W moim odczuciu opinia jest bardzo krytyczna - mówił.
Przełomowy dokument autorstwa CBA
– Musimy pochwalić funkcjonariuszy CBA za dokument, w którym ukazali luki prawne. W 2010 roku sporządzono raport, w którym wskazali, że należy zmienić prawo. Pan minister Cichocki przekazał sprawę do Ministerstwa Sprawiedliwości. Gdzie była determinacja ze strony CBA? Ten wątek będzie niezwykle istotny w dalszych ustaleniach komisji. Komu zależało na tym by luka prawna wciąż widniała? - pytał Krajewski.
– To Donald Tusk odwołał Mariusza Kamińskiego, który wcześniej był szefem CBA. On również powołał pana Wojtunika. Osoby z CBŚ do CBA przechodziły, jednak zajmowały się one innymi przestępstwami niż korupcja. Ówczesny premier mówił, że poruszy niebo i ziemię by rozwiązać tę kwestię. W tym konkretnym przypadku wyszło, że pan Wojtunik w ogóle nie angażował się w rozwiązanie tej kwestii - wskazał.
– Możemy mówić o działaniach analitycznych. Służby mają szereg instrumentów, które pomogłyby wyjaśnić wówczas tę sprawę. Szereg instytucji ws. Amber Gold zawiodło. Dziś przesłuchiwaliśmy dwie osoby z CBA, których zachowanie na pewno znajdzie odzwierciedlenie w raporcie. W moim odczuciu opinia jest bardzo krytyczna. Czy osoby, które pozytywnie orzekały w sprawie pana P., miały w tym jakiś udział? Takie sytuacje można mnożyć. Należało przeprowadzić czynności rozpoznawcze, działać jakkolwiek - wykazali się jednak ogromną biernością - kontynuował.
"Istnieje podejrzenie, że komuś zależało by zmian w prawie nie wprowadzać"
– Sam Marcin P. twierdził, że póki współpracowano z synem Donalda Tuska, nikt ich nie ruszy. Większość rzeczy ze strony instytucji państwa było przeprowadzonych w sposób niedobry - przytoczył fragment podsłuchanej rozmowy.
– Pytałem dziś pana Wojtunika czy po przekazaniu dokumentu, dalej interesowali się ową luką prawną. Poprzez wpisywanie osób do KRS, państwo ręczy, że są to osoby sprawiedliwe. Istnieje podejrzenie, że komuś zależało by zmian w prawie nie wprowadzać. Od stycznia 2010 roku do sierpnia 2012 roku żadna instytucja państwa nie zdiagnozowała sytuacji o wyrokach prawomocnych Marcina P., i tak nie wystosowano żadnego pisma do KRS o wykreślenie z niego samego zainteresowanego - podsumował Krajewski.