Michał Kołodziejczak wiceminister rolnictwa w rządzie Tuska, kilka dni temu wieczorem wybrał się na przejażdżkę ulicami stolicy swoim luksusowym samochodem wartym około 250 tys. zł. Jak na prawdziwego "celebrytę" przystało, został on przyłapany na zlekceważeniu sygnalizacji świetlnej. Ba, w trakcie jazdy korzystał nawet z telefonu komórkowego. Kołodziejczak miał też na sobie buty warte nawet 17 tysięcy złotych. Redakcja portal "Fakt" podliczyła, że za wszystkie złamane tego dnia przepisy Kołodziejczak powinien dostać 1100 zł mandatu i 27 punktów karnych - a to byłoby jednoznaczne z utratą prawa jazdy.
Reporterzy "Faktu" zrobili politykowi od Tuska zdjęcia w piątek po godzinie 22. Kołodziejczak poruszał się swoim samochodem - Lexusem ES 300h, który wart jest około 250 tys. zł. Kołodziejczak miał złamać szereg przepisów.
W tekście opisano także, że wiceminister rolnictwa zignorował czerwone światło niedaleko Dworca Gdańskiego, z kolei później, w okolicach ul. Złotej zaparkował swój pojazd przy ul. Złotej na pasie wyłączonym z ruchu. Następnie przyłapano go, jak częściowo najechał swoim pojazdem na zieleń. Według "Faktu" Kołodziejczak podczas jazdy miał także trzymać telefon w ręku, co również jest niezgodne z przepisami.
"Fakt" podliczył, jaka kara za wszystkie te przewinienia drogowe spotkałaby "szarego Kowalskiego":
- 100 zł - zaparkowanie na powierzchni wyłączonej z ruchu,
- 500 zł i 15 punktów karnych - przejechanie na czerwonym świetle,
- 500 zł i 12 punktów karnych - korzystanie z telefonu komórkowego w trakcie jazdy.
Łącznie dałoby to sumę 1100 zł mandatu oraz aż 27 punktów karnych. Według obecnie obowiązującego prawa przekroczenie liczby 24 punktów karnych skutkuje odebraniem prawa jazdy. Tym samym wiceminister rolnictwa powinien pożegnać się ze swoimi uprawnieniami.
Kołodziejczaka zapytano również, gdzie tak się spieszył tego piątkowego wieczoru. "Nie pamiętam. Ciężko mi powiedzieć", odpowiedział. Fotoreporterzy sprawdzili, że celem jego podróży był... osiedlowy sklep.
W publikacji zwrócono również uwagę na obuwie, jakie miał na sobie polityk KO. Były to buty Off-White x Nike Air VaporMax "The Ten", które kosztują nawet 17 tys. zł. Kołodziejczak został zapytany, skąd zamiłowanie do tak drogiego obuwia. Polityk w odpowiedzi stwierdził, że są to "wyjątkowe buty".
Co wolno ludziom od Tuska, tego nie wolno "zwykłemu Kowalskiemu"...