Polscy dyplomaci nie będą mogli złożyć kwiatów pod gmachem dawnej siedziby NKWD w Twerze, gdzie zamordowani zostali wiosną 1940 roku jeńcy z obozu w Ostaszkowie; brak zgody uzasadniono epidemią - powiedział charge d\'affaires ambasady w Moskwie Jacek Śladewski.
Dyplomaci co roku składają w tym miejscu kwiaty 2 września, w rocznicę otwarcia Polskiego Cmentarza Wojennego w Miednoje. W tym roku przypada 20. rocznica otwarcia cmentarza, na którym pochowani są zabici w Twerze jeńcy obozu w Ostaszkowie. Delegacja ambasady RP odwiedza w środę Miednoje i Twer.
Jak powiedział PAP Śladewski, nigdy wcześniej nie zdarzyło się, by przedstawiciele ambasady RP nie zostali dopuszczeni pod budynek byłej siedziby NKWD. W gmachu tym mieści się obecnie Uniwersytet Medyczny w Twerze.
–Otrzymaliśmy takie wyjaśnienie, że są to ograniczenia związane z Covid-19"- poinformował dyplomata. Drugim powodem, jak dodał, jest fakt, że na budynku nie ma już tablicy przypominającej o ofiarach zbrodni katyńskiej. Została ona zdemontowana wiosną br. –Po raz pierwszy bramy przed naszą delegacją pozostały zamknięte - podkreślił Śladewski. Zapewnił, że mimo to dyplomaci będą nadal w tej czy innej formie upamiętniać to miejsce.
Przedstawiciel ambasady podkreślił, że wraz z polską tablicą zdemontowana została z fasady Uniwersytetu Medycznego druga tablica, upamiętniająca obywateli ZSRR, którzy byli ofiarami NKWD. Demontaż, na mocy decyzji władz lokalnych, wytłumaczono brakiem podstaw prawnych - mówił Śladewski.
–Naszym zdaniem tablice te wisiały tam legalnie. (...) Przez 30 lat one nikomu nie przeszkadzały - zauważył charge d'affaires ambasady w Moskwie
–Będziemy to miejsce dalej odwiedzać, mimo, że dziś nie mamy zgody, by uczcić je w dawnej formie. (...) Będziemy tam co roku obecni. Trwają oczywiście cały czas nasze działania formalne, aby te tablice przywrócić. Są działania dyplomatyczne, które podejmujemy, aby te tablice na tym miejscu, zgodnie z prawdą historyczną, ponownie zawisły - zapowiedział rdyplomata.
Jak przypomniał Śladewski, "budynki, które dziś należą do Uniwersytetu Medycznego, były w latach 30., 40., 50. (XX wieku) katowniami NKWD - tak to trzeba nazwać. Było tam mnóstwo ofiar, zarówno polskich, jak i rosyjskich i innych narodowości".
Zdemontowanie obu tablic, w tym rosyjskiej, jest "elementem pewnej walki o nową wersję historii" - podsumował dyplomata.
Zdemontowane tablice
W grudniu 2019 roku prokuratura rejonowa w Twerze zażądała zdemontowania z gmachu Uniwersytetu Medycznego tablic przypominających o losie jeńców Ostaszkowa i radzieckich ofiar NKWD. P.o. prokuratora Elwin Bajdin ocenił, że tablice zostały umieszczone na gmachu z naruszeniem przepisów. Bajdin powołał się m.in. na błędnie podany numer budynku w decyzji komitetu wykonawczego Rady Miejskiej Tweru z 9 września 1991 roku. W odniesieniu do tablicy mówiącej o więźniach obozu ostaszkowskiego prokurator stwierdzał, iż jej treść nie jest oparta na faktach potwierdzonych dokumentami.
Zdemontowana tablica upamiętniająca ofiary zbrodni katyńskiej była dwujęzyczna, polsko-rosyjska. Polski napis na niej brzmi: "Pamięci jeńców obozu w Ostaszkowie zamordowanych przez NKWD w Kalininie, światu ku przestrodze - Rodzina Katyńska". Napisy polski i rosyjski umieszczone są pod rysunkiem krzyża, u którego podstawy znajduje się wizerunek wyciągniętych dłoni spętanych drutem kolczastym.
Druga tablica ze zdemontowanych tablic, w języku rosyjskim, głosiła: "Pamięci zamęczonych. Tu w latach 1930-50 znajdował się zarząd NKWD-MGB obwodu kalinińskiego i wewnętrzne więzienie".
7 maja br. polską tablicę zdemontowaną w Twerze zabrał aktywista Maksim Kormuszkin, należący do Ruchu Narodowo-Wyzwoleńczego, organizacji oskarżanej o ataki i prowokacje wobec działaczy opozycji w Rosji. W lipcu br. były parlamentarzysta Siergiej Rogozin powiedział rosyjskiej redakcji Deutsche Welle, że teraz tablica znajduje się w jego posiadaniu.