Dorota Kania zwróciła uwagę na antenie TV Republika, że problem zamieszek podczas uroczystości z okazji Święta Niepodległości dotyczy tylko i wyłącznie Warszawy. Jak dodała, obraz z Marszu Niepodległości ma kontrastować z obrazem z marszu prezydenckiego. - Przekaz do społeczeństwa ma być taki, że jeden jest spokojny i kolorowy, a w drugim idą zadymiarze - wskazała.
Ulicami stolicy po raz kolejny przeszedł Marsz Niepodległości zorganizowany przez środowiska narodowe z okazji Święta Niepodległości. Po raz kolejny doszło do zamieszek z udziałem prowokatorów. CZYTAJ WIĘCEJ
Do sprawy odnieśli się w Politycznym Podsumowaniu Dnia publicyści: Dorota Kania, Łukasz Warzecha i Janusz Rolicki.
- Mam wrażenie że jest gorzej niż w poprzednich latach. Skala emocji i agresji jest większa. W zeszłym roku jedynie podpalenie budki, a dziś regularna bitwa - mówiła Kania. W ocenie publicystki policja wielokrotnie po poprzednich marszach informowała o zatrzymaniach, jednak nigdy nie mówiła kim oni są. - Dziś są informacje o rannych i zatrzymanych. Ja bym się chciała dowiedzieć kim są zatrzymani - mówiła.
- To, że sytuacja się powtarza to wiemy, ale jest pytanie – dlaczego podczas uroczystości w innych miastach jest spokój - pytała. - One mają wybuchają tylko w Warszawie po marszu prezydenckim, który idzie spokojnie, jest kolorowy a na Marszu Niepodległości są zadymiarze. - To ma być taki przekaz do społeczeństwa - oceniła. - To hodowanie konfliktu - dodała.
Z kolei Łukasz Warzecha zwróciła uwagę, że tegoroczny przekaz medialny jest inny niż w poprzednich latach.
- Media podkreślają, że to nie ludzie z wnętrza marszu doprowadzili do zamieszek, ale ludzie z zewnątrz. Mam nadzieję, że ten przekaz się przebije. Być może jest jakiś ognik uczciwości w relacjonowaniu - mówił.
Jak dodał, w całym zajściu najbardziej zastanawiające jest zachowanie policji.
- Zastanawia mnie taktyka policji. Dlaczego nie jest w stanie zapobiec dołączeniu do marszu grup które ewidentnie nie są jego częścią - mówił. Jak dodał czteroletnie doświadczenie powinno umożliwić funkcjonariuszom poradzenie sobie z tego rodzaju sytuacjami.
Zdaniem Janusza Rolickiego, "policja doskonale się orientowała, że będzie zadyma". Jak tłumaczył, z tego właśnie powodu sprowadzono do stolicy ogromne posiłki w postaci całej armii funkcjonariuszy. - Jeśli coś takiego się szykuje, to działania powinny być innego typu - ocenił. Publicysta tłumaczył, że fatalna była również godzina demonstracji. - Bardzo tym wszystkim prowokacjom sprzyja to, że było ciemno. Ludzie są wówczas nie do rozpoznania - mówił. - Należy z tym zerwać, żeby Święto Niepodległości nie przeradzało się w awantury - skwitował.