W ciągu 25 lat do Polski wróciło tylko 5 tys. repatriantów. Ludzie ci wysiedlani byli z Polski wbrew własnej woli, na skutek wywózek na Wschód lub w wyniku zmiany granic. Mimo wielkiej tragedii, jaka ich spotkała, udało im się w większości zachować polski język, kulturę i religię. Jednym z przykładów żywej lekcji patriotyzmu są potomkowie repatriantów, którzy uczą się w Kolegium Św. Stanisława Kostki w Warszawie. Bohaterką dzisiejszej rozmowy jest pani Joanna Gumińska - Patronka Repatriantów, członkini Fundacji "Dla Polonii", która od lat aktywnie działa na rzecz sprowadzania repatriantów do Polski. Dlaczego temat ten był do tej pory marginalizowany? Jak polskim repatriantom przez tyle lat udaje się zachować polski język i kulturę? O tym w rozmowie z Telewizją Republika mówiła Joanna Gumińska.
TelewizjaRepublika.pl: Kiedy pojawiło się u Pani zainteresowanie sprawą sprowadzenia do Polski repatriantów?
Joanna Gumińska: Ciężko precyzyjnie byłoby mi określić datę, ale jest to temat mi bliski już od wielu lat. Z zaciekawieniem, a później z pewnym niepokojem obserwowałam przebieg kwestii repatriacyjnych. Mam tu na myśli działania instytucjonalne poprzedniej ekipy rządzącej. Niewiele w tym czasie się wydarzyło. Śp. pan Maciej Płażyński bardzo walczył o to, a potem ta sprawa zupełnie umarła. Od samego początku wydawało mi się, że jest to nasz moralny obowiązek - zadbać o swoich współbraci, których spotkało niewyobrażalne nieszczęście.
TelewizjaRepublika.pl: Kim są Polscy repatrianci? W jakim okresie w historii Polski wysiedlono tych ludzi z kraju?
Joanna Gumińska: Ci ludzie wywożeni byli z Polski albo po powstaniach na Syberię, albo pozostali oni poza granicą po Traktacie Ryskim w 1921 roku. Później oczywiście są to kwestie II wojny światowej i rewolucji komunistycznej. Polacy byli planowo eksterminowaną grupą etniczną. Holocaust Żydowski nie jest jedynym holacaustem w dziejach, mimo ze poświęca mu się tyle uwagi. Polacy doświadczali w Związku Radzieckim przez pokolenia absolutnego dramatu. Wydawało mi się, że to jest kwestia absolutnie priorytetowa, nie tylko z przyczyn moralnych, ale także pragmatycznych. Przy tak starzejącym się społeczeństwie, jakie mamy i po migracji w 2004 roku po wstąpieniu do UE, trzeba by było pomyśleć, jak z tym niżem demograficznym sobie poradzić. Jednym z takich sposobów jest sprowadzenie naszych rodaków do kraju. Oni bardzo chętnie chcą wracać, ponieważ w krajach, w których mieszkają po rozpadzie Związku Radzieckiego, są traktowani jako obywatele drugiej kategorii.
TelewizjaRepublika.pl: Na jakich terenach mieszka obecnie najwięcej polskich repatriantów?
Joanna Gumińska: Oczywiście jest to Ukraina. W Mołdawii mieszka też sporo Polaków. Na Syberii, w Uzbekistanie, w Gruzji. We wszystkich byłych Republikach Związku Radzieckiego. Masowa liczba jest to przede wszystkim Ukraina.
TelewizjaRepublika.pl: Jak tym ludziom udaje się przez tyle lat zachować polską kulturę, polski język, ale też religię chrześcijańską?
Joanna Gumińska: To się udaje, ale ja sama nie mam pojęcia, jak to jest możliwe? Jaki trzeba mieć chart ducha, żeby przez tyle lat zachować polskość? Dla nas wszystkich, którzy mamy styczność z tą młodzieżą (potomkowie repatriantów -przyp.red.) to jest najpiękniejsza, żywa lekcja patriotyzmu, jaką sobie można wyobrazić. Mamy kontakt z dziewczyną, która ma 17 lat i jest jedną z najzdolniejszych uczennic w Warszawie, jest wielokrotną stypendystką. Dziewczyna ta pochodzi z Syberii, gdzie do domu jedzie tydzień w jedną stroną. Jest potomkiem zesłańców Powstania Styczniowego z 1863 roku. Nadal jest katoliczką i nadal mówi po polsku.
Telewizja Republika.pl: Jak przedstawia się kwestia adaptacji wśród innych repatriantów? Jak ci ludzie odnajdują się w nowej rzeczywistości po przyjeździe do Polski?
Joanna Gumińska: Odnajdują się doskonale. Problem adaptacyjny jest problemem osób z innego kręgu kulturowego. Dla nas wspólnym mianownikiem, obojętnie czy są to Syryjczycy z Maluli, czy Polacy z Syberii, jest chrześcijaństwo. Jest pewien system wartości i styl życia, który nas łączy na całym świecie. Dlatego nie spotkaliśmy się jeszcze z taką sytuacją, żeby ktoś nie mógł się zaadaptować w Polsce. Wręcz jest tak, że każdy chce, żeby mama i tata jak najszybciej dojechali,żeby można było mówić, że się nie jest z Władywostoku, czy Irkucka, tylko jest się z Warszawy. Wśród repatriantów nie ma tego czynnika, który spowalnia integrację, tak jak obserwujemy to wśród imigrantów muzułmańskich na Zachodzie. Ci ludzie żyją w gettach, są problemu kulturowe polegające choćby na podrzędnej roli kobiety, przemocy domowej. Tutaj się to nie dzieje. To są tacy ludzie, jak my, tylko bardziej zdeterminowani. Młodzi ludzie nie mają pojęcia, jak się funkcjonowało za komuny. Pamiętają w zasadzie tylko czasy względnego dobrobytu, niezagrożonego żadną wojną. W związku z tym taka determinacja jest osłabiona, bo wszystko traktuje się tak, że nam się należy. I to nie jest żaden zarzut, to jest zupełnie naturalna rzecz. Natomiast osoby, które przyjeżdżają do Polski są znacznie bardziej zdeterminowane. Nie każdy może przyjechać do naszej szkoły. Trzeba mieć wielki chart ducha, żeby w wieku kilkunastu lat odłączyć się od rodziny i przejechać nie raz dziesiątki tysięcy kilometrów z głębi Rosji.
TelewizjaRepublika.pl: Proszę zatem powiedzieć kilka słów o szkole, do której trafiają potomkowie polskich repatriantów.
Joanna Gumińska: Działamy na warszawskim Czerniakowie. Szkoła nazywa się Kolegium św. Stanisława Kostki. Jesteśmy jedyną taką szkołą w Polsce i utrzymujemy się głównie dzięki prywatnym darczyńcom. Instytucje państwowe są nam bardzo przychylne, jednak nie jesteśmy finansowani ze środków publicznych. Duża część pieniędzy pozyskiwanych przez nas, to są pieniądze od osób indywidualnych i firm. Bardzo chcielibyśmy, żeby nasza szkoła się powiększyła, bo chętnych jest mnóstwo, ale do tego potrzebne są finanse. Do naszej szkoły przyjeżdżają młodzi ludzie, którzy często ściągają za sobą całe rodziny, czyli też rodziców w wieku produkcyjnym, którzy mogą pracować na swój dobrobyt, ale też nasze narodowe PKB.
TelewizjaRepublika.pl W mediach niemal codziennie słyszymy o imigrantach, a o repatriantach mówi się niewiele. W ciągu 25 lat do kraju powróciło tylko 5 tys. repatriantów. Co jest tego powodem, dlaczego tak ważny temat do tej pory był marginalizowany?
Joanna Gumińska: Myślę, że po 89 roku tak zachłysnęliśmy się otwarciem na Zachód, że zupełnie zapomnieliśmy, gdzie jest nasze miejsce i jakie są nasze polskie obowiązki. Myślę, że to też kwestia psychologiczna. Myśmy się gdzieś wstydzili tej wschodniości i za wszelką cenę próbowaliśmy udowodnić, ze jesteśmy Europą Centralną, a nie Wschodnią. Chcieliśmy pokazać, że się tak szalenie różnimy od tego, co działo się w Związku Radzieckim, że jesteśmy zupełnie gdzie indziej. I oczywiście prawdą jest to, że jesteśmy w kręgu kultury Zachodniej, bo to determinuje chociażby przyjęcie chrześcijaństwa rzymskiego ze zwierzchnictwem Papieża. To nas wepchnęło automatycznie w krąg cywilizacji łacińskiej. My nic nikomu nie musieliśmy udowadniać, ale mieliśmy potworne kompleksy, dlatego zostawiliśmy naszych współobywateli, zdradziliśmy ich po raz kolejny i zaczęliśmy zajmować się sobą, ciepłą wodą w kranie itd. Być może któryś z polityków mógłby powiedzieć, że to była kwestia kosztów. Ja w to nie wierzę, bo widzę, jak repatrianci, czy nawet Ukraińcy, którzy przyjeżdżają do Polski, bez jakiegokolwiek wsparcia państwa, są w stanie sobie znaleźć pracę i normalnie funkcjonować. Dlatego wypowiedzi podnoszone przez niektórych polityków, że był za duży wydatek budżetowy, są absurdalne i nie do przyjęcia. Pod naciskiem Unii poprzedni rząd prawie zgodził się na otwarcie granic i sponsorowanie osób z innego kręgu kulturowego, bez żadnej weryfikacji. To nie jest kwestia tego, żeby nie pomagać, ale pomagać tak, żeby przyniosło to jak najlepszy skutek dla jednej i drugiej strony - pomagającego i dla tego, komu się pomaga.
TelewizjaRepublika.pl: Rząd przygotowuje nową ustawę repatriacyjną, która ma pomóc w sprowadzeniu naszych obywateli do kraju. Czy dzięki takim działaniom, W Polsce w końcu coś się w tej kwestii zmieni?
Joanna Gumińska: Nareszcie, bo praktycznie od śmierci śp. Macieja Płażyńskiego niewiele w tym temacie się działo. Zobaczmy, jak będzie to funkcjonowało w praktyce. To tez jest kwestia narodowej hańby. Proszę spojrzeć na Republikę Federalną. Niemcy ściągnęli swoich repatriantów jeszcze w l. 90. Oni wiedzieli, że należy to zrobić i jest to kwestia priorytetowa. U nas z nieoficjalnych rozmów z osobami z kręgów PO wiem, że nikomu na tym absolutnie nie zależało i robiono tylko i wyłącznie ruchy pozorowane. Jak ktoś chciał racjonalizować brak zajęcia się kwestią repatriantów, bo teraz widzimy, że wszystkimi kwestiami się zajmowano tylko nie tym, czym należało, to mówili, że boją się piątej kolumny! Że wśród tych osób będą być może szpiedzy Putina, czy tzw. zielone ludziki. Jest to argument do obalenia w sekundę. Proces repatriacyjny jest procesem tak wnikliwym, że aby uzyskać status repatrianta, osoba jest infiltrowana i inwigilowana. Z drugiej strony ten sam rząd chciał otwierać granicę i przyjmować imigrantów, jak popadnie. Często bez dokumentów, bez weryfikacji wieku genetycznego, bez wiadomych powiązań z organizacjami o charakterze terrorystycznym. To jest szaleństwo, chociażby dlatego poprzednia ekipa przegrała wybory. Społeczeństwo rozumie stopień zagrożenia. Nie po to pokolenia przelewały krew za tę ziemię i za ten kraj, żeby jednym ruchem to wszystko zniweczyć w sposób nieodwracalny, tak jak to widzimy na Zachodzie.
Rozmawiała Emilia Pobłocka.
Zapraszamy do zapoznania się z działalnością Fundacji "Dla Polonii", którego członkinią jest pani Joanna Gumińska. Dzięki działalności fundacji, Kolegium Św. Stanisława Kostki w Warszawie wciąż może działać i przyjmować uczniów z rodzin repatrianckich.